Jeśli go nie widzieliście to dodaję go tutaj. Mam nadzieję, że wam się spodoba, wiele on dla mnie znaczy, bo napisałam go na podstawie własnych doświadczeń :)
Gdzieś, w moim wnętrzu, jest litościwa, wybaczająca osoba. Gdzieś tam jest dziewczyna, która próbuje zrozumieć, przez co przechodzą inni, która akceptuje, że ludzie robią złe rzeczy i że rozpacz prowadzi ich w mroczniejsze miejsca, niż sobie kiedykolwiek wyobrażali. Przysięgam, że ta dziewczyna istnieje.Ale gdybym ją zobaczyła, nie poznałabym jej.-Nazywam się Laura Marano. Mam 18 lat. Do tej pory byłam cichą, bardzo wrażliwą, delikatną dziewczyną,którą każdy ranił. Ale nie teraz. 1,5 roku temu , razem z rodzicami przeprowadziłam się z Miami do Los Angeles, a od roku- chodzę do nowej szkoły. Nikt tu nie wie, jaka byłam dawniej. Choć pewnie jakby się dowiedzieli i tak by w to nie uwierzyli. Bo w końcu jak taka "wiedźma", postrach szkoły, mogła kiedyś mieć uczucia? Sama czasem zadaje sobie to pytanie. Jednak dobrze jest tak jak jest teraz. Nikomu, nawet nie przyjdzie do głowy taki pomysł by mnie obrazić...
Jednak nic nigdy nie trwa wiecznie. Zjawia się ON. Ten przez którego do tej pory mam blizny na udach, brzuchu, łydkach i nadgarstkach. Ten przez którego, jestem teraz jaka jestem. Ten którego nazywałam moją pierwszą wielką miłością, aż po grób.
Gdybym wtedy tylko wiedziała, że przez niego moje życie wywróci się o 185 stopni, nigdy nie poszłabym na to cholerne ognisko.
Patrzę teraz na niego, stojącego obok nauczyciela od chemi, naszego wychowawcy, i przypominam sobie nasze pierwsze spotkanie, dzień, który zmienił moje życie:
*2 lata temu, 2 marca 2013 r.*
~Siedziałam sobie spokojnie na łożku z laptopem i oglądałam film, gdy usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS'a: 'Zbieraj się. O 17 idziemy na ognisko na plaży. Rosalie podobno poznała jakiś fajnych chłopaków. Nie przyjmuje do wiadomości NIE.' Szybko jej odpisałam 'NIE'.
'Nie ma że nie. Za 10 minut będę u ciebie. Przestań w końcu siedzieć w domu i wyjdź do ludzi.' Boże jak ona mnie denerwuje..
'Niech ci bedzie. Ale to się źle skończy, zobaczysz'
'Jeej!'
Dobra, trzeba się ogarnąć, bo za chwilę przyjdzie moja kochana przyjaciółka..ale najpierw muszę zjeść śniadanie, nic nie jadłam od rana, a jest już 14!
Ledwo co zdążyłam cudem wygramolić się z łóżka, a zadzwonił dzwonek do drzwi. Alice, moja kochana Alice.
-IDĘ, JUŻ IDĘ!- Dobra raz czy dwa można wcisnąć ten guzik, ale żeby go od razu gwałcić?
Zeszłam na dół i otworzyłam jej te cholerne drzwi.
-Mogłabyś przestać? To jest na prawdę denerwujące.
-Nie ma twoich rodziców?
-W pracy.
-Wspaniale! Dobra, chodź musimy cię ogarnąć. Co chcesz na śniadanie? Mogą być naleśniki?
-Mogą.
-To ja idę ci je zrobić, a ty leć na górę i i zrób coś...- zmierzyła mnie wzrokiem-...z tym. No chyba, że chcesz iść w wyciągniętym dresie i takich lekko nie nieogarnietych włosach i twarzy.
-Tak wiem wyglądam jak potwór. Najchętniej zostałabym w domu, no ale skoro muszę tam iść to idę wziaść prysznic. - Udałam się w stronę schodów , ale stawiając nogę na pierwszym schodku, krzyknęłam jeszcze do niej- A w co ja mam się właściwie ubrać?!
-Jak wyjdziesz z łazienki, to zawołaj mnie i razem ci cos wybierzemy.
-Okey!-I udałam się do pokoju czystosci. Spojrzałam w lustro i aż cicho pisnełam. Wyglądałam okropnie. Wzięłam szybki prysznic, umyłam głowę, wytarłam ciało ręcznikiem, założyłam czystą bieliznę i zaczęłam suszyć włosy. Wyprostowałam je, podpięłam "grzywkę" wsuwkami do tyłu, założyłam soczewki i zrobiłam lekki makijaż. Podkład, korektor, puder, kredka do brwi, eyeliner i tusz do rzęs. W końcu wyglądam jak człowiek. Wyszłam z mojej osobistej łazienki krzyknęłam do Alice, że moze już przyjść i zaczęłam przeszukiwać całą szafę. Po 15 minutach razem wybrałyśmy zestaw idealny. Marmurkowe rurki w kolorze jasnego jeansu z wysokim stanem i przetarciami na udach i kolanach do tego luźna szara bluzka z arbuzami, ktorej przód wsunęłam w spodnie, a na nogi białe trampki typu slip on.
Zeszlyśmy na dół zjadłyśmy naleśniki i nim się spostrzegłyśmy była już 16:30. Napisałam rodzicom kartkę, że wyszłam i żeby nie czekali bo wrócę późno. Wzięłam torebkę- kremową listonoszkę, klucze, telefon i udałyśmy sie w stronę plaży. Na miejscu dostrzegłam Rosalie, która rozmawiała z jakimiś chłopakami. Dwoma blondynami i dwoma brunetami. Gdy nasze oczy się spotkały energicznie nam pomachała, a my szybszym tempem ruszyłysmy w ich stronę.
-Laura! Alice! Hej. Poznajcie, to są Ross Lynch, Josh i Finnick Odein oraz Teo James. - ruchem ręki wskazała nam każdego po kolei.- Chłopcy, to są moje najlepsze przyjaciółki Laura Marano i Alice Cullen.
-Hej.-powiedzieliśmy wszyscy na raz.
-No to co drogie panie, wy sobie usiądźcie, a my się wszystkim zajmiemy.- powiedział, przy czym potarł dłońmi Ross. - A wlasnie, napijecie się czegoś? Może być piwo? -nie byłam co to tego zbyt przekonana, jednak nie sprzeciwiałam się, widząc że moje przyjaciółki chętnie sięgają po wyżej wspomniany napój.~
-Panno Marano, może zaszczyci nas pani swoją obecnością?- z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego kochanego nauczyciela.
-Co?
-Nie co, tylko proszę.
-Prosi to się świnia.
-Proszę się wyrażać z szacunkiem.
-Kiedyś... być może, w następnym wcieleniu.
-Dzwonię do pani matki.
-Droga wolna. A wlasnie jak bedzie pan z nią rozmawiać to proszę się spytać co na obiad, i żeby mi usprawiedliwiła godziny nieobecne do końca dnia.
-Ale jak to godziny nieobecne? Przeciez pani jest w szkole.
-Owszem jestem, ale zaraz się z tąd zmywam. -popatrzyłam się na Rossa.- wpuszczacie tu byle kogo.- ruszyłam w stronę drzwi i przechodząc koło niego dodałam - do zobaczenia, LYNCH.- już miałam wyjsc, uwolnić się od napływających wspomnień, ale zatrzymał mnie mój kochany nauczyciel.
-Zaraz, zaraz.. To ty znasz mojego siostrzeńca?
-Tak...- zaczął blondyn, złapał mnie za rękę i obrócił tak żebym patrzyła mu w oczy.- wujku to jest...- ha! Ciekawie jak mnie przedstawi-moja była dziewczyna.
Papatrzylam na klasę. Szczena im opadła. Bo to oznacza, że kiedyś miałam jakiekolwiek uczucia.
-No wlasnie. BYŁA. A wiec zabieraj ode mnie te swoje łapska i nigdy więcej mnie nie dotykaj.- wycedzilam przez zeby i gwałtownie wyrwałam rękę z jego uścisku.
-Zmieniłaś się Marano
-Miałam powód by się zmienić. I ty juz dobrze wiesz o czym mowie.
-Nie mam zielonego pojęcia.- No proszę już zapomniał..
-To się dowiedz, ale od kogo innego. Ja nie mam najmniejszego zamaru ci tego tłumaczyć. - I wyszłam z sali. W sumie bardziej wybiegłam.
Biegiem ruszyłam w stronę domu. Cały czas płakałam. Gdy weszłam do środka zobaczyłam mamę oglądająca jakiś serial. Otworzyła buzię z zamiarem wydarcia się na mnie czemu tak wcześnie wróciłam ze szkoły, jednak gdy zobaczyła moje łzy podeszła i mnie przytuliła. No tak. Dawniej potrafiłam płakać z byle czego, ale gdy się przeprowadziliśmy moje serce stało się zimne jak lód. Stwierdziłam, ze skoro on mnie zranił to ja mogę ranić cała resztę.
-Zrobić ci kakałko?
-Mhy.
-To leć na gore, zaraz ci przyniosę.- pocałowała mnie we włosy i ruszyła w stronę kuchni. Stałam tak jeszcze chwile po czym poszłam do mojego pokoju. Gdy byłam już w środku, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać tak głośno, że chyba całe osiedle mnie słyszało. Myślę o tym wszystkim co się wydarzyło dzisiaj, dwa lata temu, o NIM. Wspomnienia same nasuwają się do mojej głowy, próbuje je odpędzić, jednak niestety przegrywam.
*23 marca, 2013r.*
~Dzisiaj są osiemnaste urodziny Rossa. Nie stroiłam się jakoś specjalnie. Beżowa spódniczka, biały top crop na ramiączkach, biały sweterek i białe slip on'y. Lekki makijaż i jestem już gotowa. Usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie dziewczyny. Zeszłam na dół i otworzyłam im drzwi.
-Gotowa?
-Mhy.
Razem z Alice i Rosalie szlysmy w stronę domu Rossa. Gdy byłyśmy juz na miejscu impreza trwała w najlepsze. Weszłyśmy do środka. To było ostatnie co pamietam. Obudziłam się rano z potwornym bólem głowy. Poszłam do kuchni, gdzie był juz Ross. Siedział przy stole, bez koszulki w samych bokserkach. Wyglądał na prawdę seksownie.
-Czesc.
-Hej.- odpowiedziałam mu.
-Wyspalas się?
-No tak nie za bardzo.- podeszłam do blatu na którym stała butelka wody i nalałam jej sobie do wysokiej szklanki.
-A ja owszem.
-Serio? Jakim cudem?
-A no wiesz, spałem sobie z taką uroczą brunetką.
-O tak? A ktora to?
-To bylas ty głuptasku.- podszedł do mnie i pipnął mnie w nos. A ja aż wyplułam na niego wodę.
-Spokojnie, tylko spaliśmy. -Tylko spaliśmy?! Przeciez on ma dziewczynę!- No i moze cie pocałowałem..- gdyby wzrok mógł zabijać, on dawno leżałby trupem. Chyba to zauważył. Bo podniósł obie recę w geście obrony- no ale ty się nie sprzeciwiałas.~
Następnego dnia rownież mnie pocałował, bardzo, ale to bardzo namietnie i tak się stało ze zostaliśmy parą, a on zerwał ze swoją byłą dziewczyną. Myślałam, że to bedzie miłość do końca zycia. Ale się myliłam. Przyjaciołki mówiły mi, że skoro tą dziewczynę "zdradził" ze mną to mnie może rownież tak potraktować. Nie wierzyłam im, co było wielkim błędem.
*19 kwietnia 2013r*
~Od jakiegoś tygodnia Ross się ode mnie oddalił. Nie dzwoni tak jak zawsze, co wieczór, by powiedzieć mi to cholerne "dobranoc". Może ma więcej nauki w szkole? Może. Jednak dzisiaj jest piątek i mamy się wszyscy, cała ekipą, spotkać na plaży.
Ubrałam sie, umalowałam, uczesalam i byłam już gotowa do wyjścia. Po 10 minutach byłam już na miejscu. Przywitałam się ze wszystkimi, jednak Ross wydawał się jakiś dziwny. Po pewnym czasie zapytał się czy możemy porozmawiać. Zdziwiło mnie to, jednak się zgodziłam.
-Emm..- zaczął.- posłuchaj. Powinniśmy sobie zrobic przerwę. Nie dogadujemy się. Nie mamy wspólnych tematów, o czym rozmawiać. Tak bedzie lepiej.
Czułam jak multum łez zbiera się w końcikach moich oczu, jednak nie pozwoliłam im spłynąć po policzku. Nie przy nim. Pokiwałam tylko głowa. Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. Alice gdy zobaczyła w jaki jestem stanie, podbiegła do mnie i powiedziała reszcie, że musimy już isc. Gdy tylko zniknęłysmy im z pola widzenia, rozpłakałam sie jak małe dziecko, któremu zabrano ulubionego misia.
Dwa dni po tym, gdy jako, tako się ogarnęłam wracałam z Alice od Rosalie i zobaczyłam go. Siedział na ławce z moja koleżanka ze szkoły i sie całowali. Cos we mnie wybuchło. Jako, że byłam juz lekko podpita podeszłam do nich i uderzyłam go otwartą dłonią w policzek. Nie zostało śladu. Mogłam mocniej. Gdy odchodziłam usłyszałam jak o n a się go pyta czy bolało a o n jej mówi ze nie. Odwróciłam sie przez ramię i krzyknęłam
-A chcesz żeby bolało?!~
Nienawidzę go, nienawidzę... n i e n a w i d z ę. Nie za to, że mnie "zdradził", ale za to że bawi się tak uczuciami dziewczyn. Z moją "koleżanka" też był około miesiąca. N I E N A W I D Z Ę G O. Jednak muszę się go o coś spytać. Jestem gotowa by to usłyszeć. Poprawiłam już dość mocny makijaż, wygladzilam swój strój. Czarne rurki z przetarciami, czarna bluzka, ramoneska i czarne slip on'y. Kompletne przeciwieństwo p r a w d z i w e j mnie. Przeczesałam jeszcze szczotką włosy i już byłam gotowa, aby usłyszeć prawdę. Na schodach spotkałam mame, ktora niosła mi kakao z piankami. Wzięłam od niej kubek, podziękowałam i pocałowałem ją w policzek. Szybko wypiłam zawartość kubka i odniosłam go do kuchni. Wyjęłam z kieszeni telefon i napisałam mu SMS'a 'Za 15 minut bedę pod szkołą. Wyjdź. Musimy porozmawiać.'
Gdy dotarłam na miejsce on stał już przed budynkiem. Dobra dasz sobie radę.
-Czesc, o czym chciałaś rozmawiać?
-Chciałam cie o cos spytać.
-Dawaj.
-Przez dwa lata bałam się co usłyszę, jednak teraz mam to daleko gdzies. Moze dlatego, że jeszcze do dzisiaj rano wydawało mi się, że nadal cie "kocham", jednak gdy zobaczyłam cię w klasie... przeszło mi. Jednak muszę cie o to spytać. Przez te cholerne dwa lata nie było dnia bym o tym nie myślała i chce w końcu znać odpowiedzieć, nie musieć sie domyślać i spokojnie spać nie budząc sie co godzinę i gdybać co byś mi odpowiedział. Powiedz, ale tak szczerze. Czy gdy byliśmy razem cokolwiek do mnie czułeś, czy po prostu chciałeś sie zabawić uczuciami kolejnej naiwnej dziewczynki?
Coś mówił, ale ja tego nie słyszałam. Powoli znikał. Jak wszystko wokół nas. Po chwili nawet ja zniknęłam. To był tylko sen. To, że stał w mojej klasie, to że z nim rozmawiałam. To mi się tylko przyśniło. Nigdy najprawdopodobniej nie poznam odpowiedzi, ale może to i dobrze. Moja babcia zawsze powtarzała, że często to co się nam śni, wydarzy się naprawdę. Jednak Panie Boże, jeśli gdziekolwiek tam jestes, nie dopuść to tego bym kiedykolwiek go jeszcze spotkała.
Jednak nic nigdy nie trwa wiecznie. Zjawia się ON. Ten przez którego do tej pory mam blizny na udach, brzuchu, łydkach i nadgarstkach. Ten przez którego, jestem teraz jaka jestem. Ten którego nazywałam moją pierwszą wielką miłością, aż po grób.
Gdybym wtedy tylko wiedziała, że przez niego moje życie wywróci się o 185 stopni, nigdy nie poszłabym na to cholerne ognisko.
Patrzę teraz na niego, stojącego obok nauczyciela od chemi, naszego wychowawcy, i przypominam sobie nasze pierwsze spotkanie, dzień, który zmienił moje życie:
*2 lata temu, 2 marca 2013 r.*
~Siedziałam sobie spokojnie na łożku z laptopem i oglądałam film, gdy usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS'a: 'Zbieraj się. O 17 idziemy na ognisko na plaży. Rosalie podobno poznała jakiś fajnych chłopaków. Nie przyjmuje do wiadomości NIE.' Szybko jej odpisałam 'NIE'.
'Nie ma że nie. Za 10 minut będę u ciebie. Przestań w końcu siedzieć w domu i wyjdź do ludzi.' Boże jak ona mnie denerwuje..
'Niech ci bedzie. Ale to się źle skończy, zobaczysz'
'Jeej!'
Dobra, trzeba się ogarnąć, bo za chwilę przyjdzie moja kochana przyjaciółka..ale najpierw muszę zjeść śniadanie, nic nie jadłam od rana, a jest już 14!
Ledwo co zdążyłam cudem wygramolić się z łóżka, a zadzwonił dzwonek do drzwi. Alice, moja kochana Alice.
-IDĘ, JUŻ IDĘ!- Dobra raz czy dwa można wcisnąć ten guzik, ale żeby go od razu gwałcić?
Zeszłam na dół i otworzyłam jej te cholerne drzwi.
-Mogłabyś przestać? To jest na prawdę denerwujące.
-Nie ma twoich rodziców?
-W pracy.
-Wspaniale! Dobra, chodź musimy cię ogarnąć. Co chcesz na śniadanie? Mogą być naleśniki?
-Mogą.
-To ja idę ci je zrobić, a ty leć na górę i i zrób coś...- zmierzyła mnie wzrokiem-...z tym. No chyba, że chcesz iść w wyciągniętym dresie i takich lekko nie nieogarnietych włosach i twarzy.
-Tak wiem wyglądam jak potwór. Najchętniej zostałabym w domu, no ale skoro muszę tam iść to idę wziaść prysznic. - Udałam się w stronę schodów , ale stawiając nogę na pierwszym schodku, krzyknęłam jeszcze do niej- A w co ja mam się właściwie ubrać?!
-Jak wyjdziesz z łazienki, to zawołaj mnie i razem ci cos wybierzemy.
-Okey!-I udałam się do pokoju czystosci. Spojrzałam w lustro i aż cicho pisnełam. Wyglądałam okropnie. Wzięłam szybki prysznic, umyłam głowę, wytarłam ciało ręcznikiem, założyłam czystą bieliznę i zaczęłam suszyć włosy. Wyprostowałam je, podpięłam "grzywkę" wsuwkami do tyłu, założyłam soczewki i zrobiłam lekki makijaż. Podkład, korektor, puder, kredka do brwi, eyeliner i tusz do rzęs. W końcu wyglądam jak człowiek. Wyszłam z mojej osobistej łazienki krzyknęłam do Alice, że moze już przyjść i zaczęłam przeszukiwać całą szafę. Po 15 minutach razem wybrałyśmy zestaw idealny. Marmurkowe rurki w kolorze jasnego jeansu z wysokim stanem i przetarciami na udach i kolanach do tego luźna szara bluzka z arbuzami, ktorej przód wsunęłam w spodnie, a na nogi białe trampki typu slip on.
Zeszlyśmy na dół zjadłyśmy naleśniki i nim się spostrzegłyśmy była już 16:30. Napisałam rodzicom kartkę, że wyszłam i żeby nie czekali bo wrócę późno. Wzięłam torebkę- kremową listonoszkę, klucze, telefon i udałyśmy sie w stronę plaży. Na miejscu dostrzegłam Rosalie, która rozmawiała z jakimiś chłopakami. Dwoma blondynami i dwoma brunetami. Gdy nasze oczy się spotkały energicznie nam pomachała, a my szybszym tempem ruszyłysmy w ich stronę.
-Laura! Alice! Hej. Poznajcie, to są Ross Lynch, Josh i Finnick Odein oraz Teo James. - ruchem ręki wskazała nam każdego po kolei.- Chłopcy, to są moje najlepsze przyjaciółki Laura Marano i Alice Cullen.
-Hej.-powiedzieliśmy wszyscy na raz.
-No to co drogie panie, wy sobie usiądźcie, a my się wszystkim zajmiemy.- powiedział, przy czym potarł dłońmi Ross. - A wlasnie, napijecie się czegoś? Może być piwo? -nie byłam co to tego zbyt przekonana, jednak nie sprzeciwiałam się, widząc że moje przyjaciółki chętnie sięgają po wyżej wspomniany napój.~
-Panno Marano, może zaszczyci nas pani swoją obecnością?- z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego kochanego nauczyciela.
-Co?
-Nie co, tylko proszę.
-Prosi to się świnia.
-Proszę się wyrażać z szacunkiem.
-Kiedyś... być może, w następnym wcieleniu.
-Dzwonię do pani matki.
-Droga wolna. A wlasnie jak bedzie pan z nią rozmawiać to proszę się spytać co na obiad, i żeby mi usprawiedliwiła godziny nieobecne do końca dnia.
-Ale jak to godziny nieobecne? Przeciez pani jest w szkole.
-Owszem jestem, ale zaraz się z tąd zmywam. -popatrzyłam się na Rossa.- wpuszczacie tu byle kogo.- ruszyłam w stronę drzwi i przechodząc koło niego dodałam - do zobaczenia, LYNCH.- już miałam wyjsc, uwolnić się od napływających wspomnień, ale zatrzymał mnie mój kochany nauczyciel.
-Zaraz, zaraz.. To ty znasz mojego siostrzeńca?
-Tak...- zaczął blondyn, złapał mnie za rękę i obrócił tak żebym patrzyła mu w oczy.- wujku to jest...- ha! Ciekawie jak mnie przedstawi-moja była dziewczyna.
Papatrzylam na klasę. Szczena im opadła. Bo to oznacza, że kiedyś miałam jakiekolwiek uczucia.
-No wlasnie. BYŁA. A wiec zabieraj ode mnie te swoje łapska i nigdy więcej mnie nie dotykaj.- wycedzilam przez zeby i gwałtownie wyrwałam rękę z jego uścisku.
-Zmieniłaś się Marano
-Miałam powód by się zmienić. I ty juz dobrze wiesz o czym mowie.
-Nie mam zielonego pojęcia.- No proszę już zapomniał..
-To się dowiedz, ale od kogo innego. Ja nie mam najmniejszego zamaru ci tego tłumaczyć. - I wyszłam z sali. W sumie bardziej wybiegłam.
Biegiem ruszyłam w stronę domu. Cały czas płakałam. Gdy weszłam do środka zobaczyłam mamę oglądająca jakiś serial. Otworzyła buzię z zamiarem wydarcia się na mnie czemu tak wcześnie wróciłam ze szkoły, jednak gdy zobaczyła moje łzy podeszła i mnie przytuliła. No tak. Dawniej potrafiłam płakać z byle czego, ale gdy się przeprowadziliśmy moje serce stało się zimne jak lód. Stwierdziłam, ze skoro on mnie zranił to ja mogę ranić cała resztę.
-Zrobić ci kakałko?
-Mhy.
-To leć na gore, zaraz ci przyniosę.- pocałowała mnie we włosy i ruszyła w stronę kuchni. Stałam tak jeszcze chwile po czym poszłam do mojego pokoju. Gdy byłam już w środku, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać tak głośno, że chyba całe osiedle mnie słyszało. Myślę o tym wszystkim co się wydarzyło dzisiaj, dwa lata temu, o NIM. Wspomnienia same nasuwają się do mojej głowy, próbuje je odpędzić, jednak niestety przegrywam.
*23 marca, 2013r.*
~Dzisiaj są osiemnaste urodziny Rossa. Nie stroiłam się jakoś specjalnie. Beżowa spódniczka, biały top crop na ramiączkach, biały sweterek i białe slip on'y. Lekki makijaż i jestem już gotowa. Usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie dziewczyny. Zeszłam na dół i otworzyłam im drzwi.
-Gotowa?
-Mhy.
Razem z Alice i Rosalie szlysmy w stronę domu Rossa. Gdy byłyśmy juz na miejscu impreza trwała w najlepsze. Weszłyśmy do środka. To było ostatnie co pamietam. Obudziłam się rano z potwornym bólem głowy. Poszłam do kuchni, gdzie był juz Ross. Siedział przy stole, bez koszulki w samych bokserkach. Wyglądał na prawdę seksownie.
-Czesc.
-Hej.- odpowiedziałam mu.
-Wyspalas się?
-No tak nie za bardzo.- podeszłam do blatu na którym stała butelka wody i nalałam jej sobie do wysokiej szklanki.
-A ja owszem.
-Serio? Jakim cudem?
-A no wiesz, spałem sobie z taką uroczą brunetką.
-O tak? A ktora to?
-To bylas ty głuptasku.- podszedł do mnie i pipnął mnie w nos. A ja aż wyplułam na niego wodę.
-Spokojnie, tylko spaliśmy. -Tylko spaliśmy?! Przeciez on ma dziewczynę!- No i moze cie pocałowałem..- gdyby wzrok mógł zabijać, on dawno leżałby trupem. Chyba to zauważył. Bo podniósł obie recę w geście obrony- no ale ty się nie sprzeciwiałas.~
Następnego dnia rownież mnie pocałował, bardzo, ale to bardzo namietnie i tak się stało ze zostaliśmy parą, a on zerwał ze swoją byłą dziewczyną. Myślałam, że to bedzie miłość do końca zycia. Ale się myliłam. Przyjaciołki mówiły mi, że skoro tą dziewczynę "zdradził" ze mną to mnie może rownież tak potraktować. Nie wierzyłam im, co było wielkim błędem.
*19 kwietnia 2013r*
~Od jakiegoś tygodnia Ross się ode mnie oddalił. Nie dzwoni tak jak zawsze, co wieczór, by powiedzieć mi to cholerne "dobranoc". Może ma więcej nauki w szkole? Może. Jednak dzisiaj jest piątek i mamy się wszyscy, cała ekipą, spotkać na plaży.
Ubrałam sie, umalowałam, uczesalam i byłam już gotowa do wyjścia. Po 10 minutach byłam już na miejscu. Przywitałam się ze wszystkimi, jednak Ross wydawał się jakiś dziwny. Po pewnym czasie zapytał się czy możemy porozmawiać. Zdziwiło mnie to, jednak się zgodziłam.
-Emm..- zaczął.- posłuchaj. Powinniśmy sobie zrobic przerwę. Nie dogadujemy się. Nie mamy wspólnych tematów, o czym rozmawiać. Tak bedzie lepiej.
Czułam jak multum łez zbiera się w końcikach moich oczu, jednak nie pozwoliłam im spłynąć po policzku. Nie przy nim. Pokiwałam tylko głowa. Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. Alice gdy zobaczyła w jaki jestem stanie, podbiegła do mnie i powiedziała reszcie, że musimy już isc. Gdy tylko zniknęłysmy im z pola widzenia, rozpłakałam sie jak małe dziecko, któremu zabrano ulubionego misia.
Dwa dni po tym, gdy jako, tako się ogarnęłam wracałam z Alice od Rosalie i zobaczyłam go. Siedział na ławce z moja koleżanka ze szkoły i sie całowali. Cos we mnie wybuchło. Jako, że byłam juz lekko podpita podeszłam do nich i uderzyłam go otwartą dłonią w policzek. Nie zostało śladu. Mogłam mocniej. Gdy odchodziłam usłyszałam jak o n a się go pyta czy bolało a o n jej mówi ze nie. Odwróciłam sie przez ramię i krzyknęłam
-A chcesz żeby bolało?!~
Nienawidzę go, nienawidzę... n i e n a w i d z ę. Nie za to, że mnie "zdradził", ale za to że bawi się tak uczuciami dziewczyn. Z moją "koleżanka" też był około miesiąca. N I E N A W I D Z Ę G O. Jednak muszę się go o coś spytać. Jestem gotowa by to usłyszeć. Poprawiłam już dość mocny makijaż, wygladzilam swój strój. Czarne rurki z przetarciami, czarna bluzka, ramoneska i czarne slip on'y. Kompletne przeciwieństwo p r a w d z i w e j mnie. Przeczesałam jeszcze szczotką włosy i już byłam gotowa, aby usłyszeć prawdę. Na schodach spotkałam mame, ktora niosła mi kakao z piankami. Wzięłam od niej kubek, podziękowałam i pocałowałem ją w policzek. Szybko wypiłam zawartość kubka i odniosłam go do kuchni. Wyjęłam z kieszeni telefon i napisałam mu SMS'a 'Za 15 minut bedę pod szkołą. Wyjdź. Musimy porozmawiać.'
Gdy dotarłam na miejsce on stał już przed budynkiem. Dobra dasz sobie radę.
-Czesc, o czym chciałaś rozmawiać?
-Chciałam cie o cos spytać.
-Dawaj.
-Przez dwa lata bałam się co usłyszę, jednak teraz mam to daleko gdzies. Moze dlatego, że jeszcze do dzisiaj rano wydawało mi się, że nadal cie "kocham", jednak gdy zobaczyłam cię w klasie... przeszło mi. Jednak muszę cie o to spytać. Przez te cholerne dwa lata nie było dnia bym o tym nie myślała i chce w końcu znać odpowiedzieć, nie musieć sie domyślać i spokojnie spać nie budząc sie co godzinę i gdybać co byś mi odpowiedział. Powiedz, ale tak szczerze. Czy gdy byliśmy razem cokolwiek do mnie czułeś, czy po prostu chciałeś sie zabawić uczuciami kolejnej naiwnej dziewczynki?
Coś mówił, ale ja tego nie słyszałam. Powoli znikał. Jak wszystko wokół nas. Po chwili nawet ja zniknęłam. To był tylko sen. To, że stał w mojej klasie, to że z nim rozmawiałam. To mi się tylko przyśniło. Nigdy najprawdopodobniej nie poznam odpowiedzi, ale może to i dobrze. Moja babcia zawsze powtarzała, że często to co się nam śni, wydarzy się naprawdę. Jednak Panie Boże, jeśli gdziekolwiek tam jestes, nie dopuść to tego bym kiedykolwiek go jeszcze spotkała.