niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 12

 Rozdział dedykuję Alex_Rover, obecałam to jest ;*
Jeszcze dzisiaj postaram się dodać na wattpad'zie :)

*Tydzień później*
Na szczęście cała ta afera z Rydel ucichła i normalnie mogła wyjsc z domu. A kolacja? Całkiem ok. Tata z państwem Lynch duuużo rozmawiali. Przedewszyskim o tym co działo się u nich, jak i u nas przez te wszystkie lata. Chyba powinnam zmienić słynne powiedzenie "stara miłość nie rdzewieje" na "stara przyjaźń nie rdzewieje". Po raz pierwszy od nie pamiętnych czasów widziałam tatę aby z takim entuzjazmem z kimś rozmawiał. I bardzo mnie to cieszy. Przynajmniej ufa Lynch'om i wie, że z nimi bede bezpieczna. I nawet zaakceptował fakt, że grają w zespole. Naprawde jestem szczęśliwa. W końcu bede mogła wyjsc z przyjaciółkami na miasto bez obawy, że mój tata moze mieć co do tego inne zdanie. Dzisiaj nawet już planowałyśmy wyjsc z dziewczynami na podbój LA. To znaczy one planowały, a mnie "siłą" zmusiły bym poszła z nimi. Po długich namowach zgodziłam się. 
A teraz stoję przed szafą i kompletnie nie wiem w co się ubrać.. Postanowiłam, że zadzwonię do mojej najukochańszej sąsiadki.
*rozmowa telefoniczna*
-Rydel.. Błagam cię pomóż mi...
-Boże, kochanie co się dzieje? -wyraźnie dało się usłyszeć w jej głosie przerażenie 
-Nie mam się w co ubrać - wyjęczałam, udając ze lekko płacze 
-Hahahahahahah... Dobra, zaraz bede 
-Dziękuje, kochana jestes -powiedziałam entuzjastycznie 
-Wiem-odpowiedziała dumnie- dobra wezmę swoje rzeczy i bede u ciebie za 15 minut, ok?
-Oki! Dozobaczenia- I się rozlaczylam 

Rydel tak jak obiecała była u mnie po 15 minutach, a teraz podaje mi coraz to wymyślne stylizacje, bym zrobiła taki mały pokaz mody.. 
Po pół godzinie trwania naszej "zabawy" znalazłyśmy komplet idealny. Burgundowa rozkloszowa sukienka z rękawem 3/4 i czarne wysokie szpilki.
Delly pomogła zrobić mi jeszcze nieco mocnejszy makijaż. Gdy kończyłyśmy usłyszałyśmy dźwięk dzwonka do drzwi, a poźniej jak zostają one otawarte. Zapewne Olga wpuściła dziewczyny. Szybko zeszłyśmy na dół i przywitałyśmy się z towarzyszkami naszych dzisiejszych szaleństw.
Postanowiłyśmy, że pierwszym przystankiem będzie kawiarnia, bo wszystkie miałyśmy ochotę na jakieś pyszne ciasto. Postanowiłam, że wybiorę sobie nowość lokalu i zamówię tartę z pisacjami i białą czekoladą i waniliowe cappucino. Dziewczyny poszły w moje ślady i już po 5 minutach rozkoszowałyśmy się przepysznym połaczeniem orzechów i czekolady.
-Boże, to jest pyszne. -powiedziała Veronicka biorąc ostatni kawałek do buzi
-Muszę powiedzieć Oldze by mi taką zrobiła
-Tylko skąd przepis?
-Coś mi kiedyś wspominała, że jej przyjaciółka ma chyba wszystkie możliwe przepisy na tartę- uśmiechnęłam się.

Później chodziłyśmy jeszcze chwilę po mieście, by w końcu nasze nogi zaprowadziły nas pod wejście do najlepszego klubu w mieście. Jako że Delly znała ochroniarza nie musiałyśmy czekać w kolejce i od razu weszłyśmy do środka.Gdy tylko przekroczyłyśmy próg dało się wyczuć zmieszany zapach alkoholu, papierosów i potu. Cudem udało się nam przecisnąć pomiędzy tymi wszystkimi ludzi do baru i zamówiłysmy sobie po drinku. Więcej grzechów nie pamiętam.

*Następny dzień*
Pierwsze co zauważyłam po przebudzeniu się to to, że nie byłam w swoim łóżku o raz to, że nie byłam w nim sama. Przestraszona szybko podniosłam się do pozycji siedzącej, jednak po chwili nie co się uspokiłam, gdy zobaczyłam kto śpi obok mnie. Jego potargane blond włoski tak uroczo opadały mu na czoło.
-Już się obudziłaś? - powiedział półprzytomny, mając nadal zamknięte oczy
-Tak Ross, już się obudziłam. Ale wytłumacz mi co ja tu robię?
-Hmm no cóż.- usiadł i przeciągnął się- można powiedzeć, że z dziewczynami nie co zaszalałyście. Jakoś po 4 Zadzwoniłyście do nas z prośbą żebysmy po was przyjechali. Nie chciałem byś miała kłopoty u taty o to że wracasz do domu ledwo trzmająca się na nogach, zwłaszcza, że dopiero co nam zaufał więc postanowiłem napisać mu z twojego telefonu SMS-a, że nocujesz u Rydel i zabrać cię do nas.
-No dobrze, ale dlaczego śpię z tobą u ciebie w pokoju?
-A nie wiem, tak jakoś wyszło
-Okeej- przeciągnęłam się przypadko zrzucając coś ze stolika nocnego, co wywołało silny ból głowy. Nie uszło to chyba uwadze blondyna
-Boli głowa?
-Jak cholera- schylił się do szafki nocnej po jego stronie, po czym wysunął szufadę i wyjąć z niej jakieś białe opakowanie, które po chwili mi podał.
-Trzymaj- spojrzałam na pudełko i przeczytałam nazwę leku "Ibubrom". O jaki on kochany
-Dziękuję, ale jeszcze w... - nie dane mi było dokończyć po przed twarzą zobaczyłam 1,5 litrową butelkę wody niegazowanej
-Widzę, że chyba często miewasz bóle głowy? - uśmiechnęłam się i połknęłam lek.
-Czasem się zdarza. Chodź na śniadanie. - wstał po czym podał mi rękę bym ja również mogła wstać.
-Może najpierw się ogarnę, co? -spytałam rozbawiona- I tobie też bym radziła- dodałam po czym wyszłam z jego pokoju i udałam się do Rydel.

Popołudnie mineło nam spokojnie. Przedewszystkim na przypominaniu sobie wydarzeń z ostaniej nocy. W pewnym momencie do domu Lynch'ów wbiegł zmęczony Ellington i szybko chwycił pilota od telewizora. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, jednak po chwili wszystko okazało się jasne. Szatyn przełączył na jeden z programów plotakrskich na którym jakaś dziennikarka dokładnie opisywała nasze wczorajsze wyczyny. Wygladało to tak jakby kamery chodziły za nami krok w krok. Pokazane było wszystko. Jak jemy tartę, jak włóczymy się po ulicach miasta, jak idziemy do klubu. Oni wiedzieli o ty co robiłyśmy więcej niż my same!
-"Już wiemy kim jest nowa przyjaciółka zespołu. To nie jaka Laura Marano. Córka jednego z najlepszych architektów w kraju Damiano Marano i zmarłej przed kilkonastoma laty sławnej na całym świecie piosenkarki Ellen Marano. W jaki sposób zespół poznał się z młodą Marano? Oraz czy między nią, a głównym wokalistą zespoły Rossem Lynch'em jest coś więcej niż tylko przyjaźń? To wszystko i jeszcze więcej już wkrótce".


******************
Mam nadzieję, że rozdział jest choć trochę dłuższy niż poprzednie, ale jeśli nie to bardzo przepraszam.
Postanowiłam, że każdy rozdział będzie mniej więcej takiej długości, ale będę one dodawane dwa razy w tygodniu, co wy na to? ^^
I uwaga, uwaga możecie się zacząć cieszyć, bo nudne i o niczym rozdziały zostawiamy za sobą i już niedługo zacznie się wszystko dziać :D

Mam nadzieję, że się podoba i zapraszam do komentowania :)






sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 11

Rozdział dedykuje Rikeroholic. Chociaż rozdziały są coraz krótsze i nudniejsze, oraz czasem zdarza mi sie nawet napisac go ty zawsze komentujesz i jestes ze mną od początku. Dziękuję ;*

-No i widziecie jak tu ładnie? A mozna było tak od razu? Uniknelibyście kary. -uśmiechnęła się głupio, a oni patrzyli na nią przerażeni. 

-Wiecie dziewczyny co mi się marzy? Maasaż, a potem cały dzień w centrum handlowym, co wy na to? 
-Dobrze myślisz Delly-uśmiechnęłam się lekko
-No to co chłopcy, czekamy na was na tarasie, ty rownież tato. A mamie mówicie, że to tak sami z siebie. Za to że zrobiła wam śniadanie, zrozumiano? -Pokiwali energicznie glowami, a poszłyśmy na taras. 

Na szczęście pani Stormie nic nie podejrzewała i uwierzyła, że to tak sami z siebie wymyślili. 

Masaż trwał może 15 minut? Stwierdziliśmy, że Rydel bedzie masował Ell, Rikerowi to zbytnio sie nie podobało, ale jak usłyszał, ze mu "przypada" Vanessa juz nic nie mówił. Panią Stormie pan Mark, Veronickę Rocky, a mnie Ross. I nie wiem jak tam dziewczyny, ale powiem szczerze ze blondyn sie spisał. 

-No tego mi było trzeba. Chłopcy jakie macie plany na popołudnie? 
-Planowaliśmy isc na plaże, a co?
-A nie niiic, po prostu myślałam ze z MIŁĄ CHĘCIĄ potowarzyszycie nam w zakupach.. - powiedziała tak by dokładnie zrozumieli o co jej chodzi, a pani Stormie sie nie domyśliła. 
-A tak, tak! Zapomnielibysmy! Z miłą chęcią siostrzyczko.
-Rydel cos ty im zrobiła? Oni przeciez nigdy nie zrezygnowaliby z wypadu na plaże, na rzecz łażenia kilku godzin po centum..
-A nie, nic mamuś, po prostu mi ci cos obiecali. Zreszta nieważne, nie przejmuj sie tym. 
-No doobrze
-To my idziemy pa! - i wyszliśmy wszyscy cała ósemką.
-Em to jak jedziemy? Bo wszyscy w jednym samochodzie się nie zmieszczą.. 
-To może tak: Pojedziemy dwoma samochodami. W jednym ja i Ell, w drugim Riker i Vanessa, w trzecim Ross i Laura, a w czwartym Veronicka i Rocky, ok?
-Oki! - krzyknęli w tym samym czasie wszyscy mężczyźni i ruszyli w stronę garażu, by po chwili z niego wyjechać. Moim oczom ukazały się cztery przepiękne, czarne Nissany Skyline'y (dokładnie nie wiem jaki model). Jejku mogliby chociaż inne kolory wziasc. (Dlaczego aż cztery? Z tego co wiem w tego typu samochodach nie ma wogóle miejsc z tylu i załóżmy ze tym razem tez tak jest xd ~od aut) 

Z jednego z nich wysiadł Ross i otworzył drzwi od strony pasażera tak bym mogła wsiąść. Co za gentelmen. Droga zajęła nam parę minut i już parkowaliśmy na parkingu przed centrum. 
-Dobra dziewczyny wy idźcie na te zakupy, a my tu posiedzimy albo pójdziemy tu obok na kawę.-powiedział Riker
-O nie, nie, nie. Wasza kara polega wlasnie na tym abyście nam towarzyszyli (czytaj: nosili torby)
-Yhh, niech wam bedzie.. 

Zakupy mijały nam bardzo miło... No może nie wszystkim. Chłopaki wyglądają jakby co najmniej całe miasto obeszli, a chodzimy po sklepach dopiero od 3 godzin! 
-Długo jeszcze?
-Nogi mi odpadają
-Dziewczyny zlitujcie się
-Obiecuję już zawsze będziemy grzeczni tylko proszę dajcie gdzies usiąść chociaż na minutkę
-Oj nie marudźcie... O cholera! 
-Rydel co się stało?-Zdziwiłam sie
-Patrz jakie śliczne buty!-rzeczywiście były śliczne, ale trochę nie w moim stylu
-To idź i bierz je
-O tak na pewno beda moje.-uśmiechnęła sie promieniście, jednak po chwili jej twarz przebrała wyraz jakby zaraz miała kogoś zobaczyć. Szybko spojrzałam w te stronę co ona i zauważyłam jakaś dziewczynę idąca w stronę TYCH butów
-O nie, suka nie wie z kim zadarła...
*kolejny dzien*
-Rydel, mamy problem!-szybko weszłam do domu dziewczyny
-Co sie dzieje?-zeszła z góry zaspana
-Spójrz..-pokazałam jej gazetę "Rydel Lynch była widziana w centum  handlowym ze swoim rodzeństwem i przyjaciółkami. Jednak to co wydawało się zwykłym wypadem na zakupy skończyło się totalną katastrofą. Piosenkarka pobiła się z rówieśniczką o parę butów! Co wstąpiło w Rydel? Czy to dopiero początek wybryków gwiazdy? Czy młoda Lynch'ówna ma problemy psychiczne? Pozatym kim jest nowa przyjaciółka zespołu-urocza szatynka? Odpowiedzi na te pytania i jeszcze więcej już wkrótce (+zdjęcia)"
-Nosz cholera jasna! 

**********
Tak wiem, nadal jest dość nudno, ale Laura pojawiła się w jakiejś tam gazecie i to już jest początek "mojej wersji kryminału" XD

sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 10

-Nie wywiniesz mi się kochany. Marsz do kuchni pomóc swoim synom i przyszłemu zięciu.
-A...ale, to jest na prawdę ważne.
-Natychmiast! 
-Dobrzee..

Odkąd wyszli z jadalni minęło może 20 minut? Boże, ile można sprzątać kuchnię? Przecież jest ich tam pięciu, to nie powinno zajmować aż tak długo. O cholera! Ich jest tam aż pięciu! 
-Wiecie co, może ja pójdę tam do nich i sprawdzę jak im idzie.-powiedziałam i szybkim krokiem udałam się do kuchni. Po przekroczeniu progu pomieszczenia, zamurowało mnie. Ze zlewu wylewała się potokiem woda na płytki, gdzie znajdowała się już pokaźnych rozmiarów kałuża. Na samym środku tej "powodzi" leżało może sześć potłuczonych talerzy? Na ścianach widniało "arcydzieło" godne Picasso wykonane z... sosu czekoladowego?! Blat wyspy kuchennej cały był w bitej śmietanie, w ktorej leżał Rattlif.. A na podłodze, oparci o fronty szafek, siedzieła reszta "mężczyzn" w tym domu. Raczej dzieci... Stałam tak i nie wiedział co robić. W pewnej chwili drzwi się otworzyły i obok mnie stanęła Vanessa. Rownież, poczatkowo nie wiedziała co powiedzieć, ale zaraz się obudziła i krzyknęła:
-Veronicka! Rydel! Kod Czerwony! 
-Co tym razem.. O cholera!-pierwsza przyszła Veronicka- Dobra,wy dajcie kazanie tym matołom, niech doprowadzą tą kuchnię do porządku, uspokujcie Rydel, bo mam wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok, a ja tylko zrobię kawę i zaprowadzę panią Stormie może na taras, żeby nie usłyszała wrzasków Rydel.-jak powiedziała tak zrobiła i po pięciu minutach nie było już jej w kuchni. W chwili gdy usłyszałyśmy dźwięk zamykanych drzwi tarasowych Delly wybuchła. 
-Do jasnej cholery! Mieliście tu posprzątać, a nie zrobić jeszcze większy bałagan! Na chwile was zostawić samych! A ty tato?! Jaki przykład dajesz tym bachorom?! Do cholery jasnej wstawać natychmiast i sprzątać to pobojowisko!- oni chyba nic sobie z tego nie robili, bo owszem wstali, ale zrobili to tak od niechcenia.- Widzę, że po dobroci nic tu nie wskóram. W szeregu frontem do mnie zbiórka!! Jeden..!-krzyknęła tak głośno, że chyba całe LA ją słyszało. -..Dwa...!- zerwali się tak szybko, że Ell schodząc z blatu, o mało się nie zabił. Po chwili cała piątka stała koło siebie na przeciwko nas. Wyglądali na naprawdę przestraszonych. Rydel na ten widok, mimowolnie się uśmiechnęła. Chyba o to jej chodziło. Moje kąciki ust rownież lekko uniosły się ku górze. -No chłopcy, a więc teraz będziecie grzeczni i ładnie tu posprzątanie-powiedziała zbyt słodko, a oni myśląc ze już się uspokoiła pokiwali delikatnie głowami- Zrozumiano?!- krzyknęła, wywołując u naszych "mężczyzn" kolejne spięcie wszystkich mięśni. 

Ogarnięcie tego wszystkiego zajęło im około 20 minut. Oczywiście Delly, cały czas chodziła w kółko z białą rękawiczką i sprawdzała czy wszystko jest wysprzątane na tip-top. 
-No i widziecie jak tu ładnie? A mozna było tak od razu? Uniknelibyście kary. -uśmiechnęła się głupio, a oni patrzyli na nią przerażeni. 

*****
Dobra, możecie być na mnie w 110% złe, bo te rozdziały są coraz to krótsze i nudniejsze. Przepraszam. Ale obiecuje, jak tylko zacznę wprowadzać mój plan w życie bedzie o wiele ciekawiej. A teraz mam do was ogromną prośbę, mogłybyście pomoc wymyślić mi jakaś karę dla chłopaków? Tylko żeby była taka na prawde dobra XD

niedziela, 8 listopada 2015

"Księżniczka"-wattpad

Hej :)
Dzisiaj nie rozdział, ale mała promocja mojej "książki".
O co chodzi? A mianowicie o to, że jakiś czas temu ściągnęłam aplikację "wattpad",a od niedawna chodził mi po głowie pomysł na nowe opowiadanie i to właśnie tam postanowiłam je zamieścić. Dlatego jeśli lubicie czytać moje wypociny to proszę zajrzyjcie tam, miło by mi było :)
Historia nosi nazwę "Księżniczka", a ja nazywam się Kiiki00.
Jest to o losach zwykłej, niezbyt lubianej, amerykańskiej dziewczyny o imieniu Mia. Jednak w dniu jej 18 urodzin, całe życie wywróci jej się do góry nogami.
Jeśli ciekawi was, co się stało Mii serdecznie zapraszam :)
Tu macie link :)

czwartek, 5 listopada 2015

One shot (2)


-Ty szmato! 
-Ała, ała to boli! 
-Dobrze ci tak! Jesteś zwykła szmatą!- jeszcze mocniej zacisnął swoje dłonie na moich nadgarstkach.
-Puść mnie! 
-Zamknij się!- puścił na chwilę moje nadgarstki, jednak tylko po to, aby po chwili uderzyć mnie w twarz z całą siłą jaką ma, a ja upadłam i zaczęłam płakać.
-Ty nic nie rozumiesz!
-Czego tu nie rozumieć?! Że mnie zdradziłaś, zaszłaś w ciąże i przez 4 lata wmiawiałaś mi że to moje dziecko?!Widziałem te dokumenty ze szpitala, tam jasno i wyraźnie jest napisane, że nie jestem jej ojcem! - po tych słowach poczułam tylko jak zaczął mnie kopać po brzuchu, dostałam może trzy razy, gdy po schodach zeszła moja malutka córeczka. 
-Tatusiu, czemu kopiesz mamusię? 
-Nie jestem twoim ojcem, i nigdy nie waż się mnie już tak nazywać! A mamusia zasłużyła sobie na to!-Już chciał podnieść rękę na mojego skarba jednak ja na to w życiu nie pozwolę. 
-Zostaw ją! Rosie, idź na górę i poczekaj tam na mnie.- Ona natychmiast pobiegła do swojego pokoju, a ja resztkami sił się podniosłam. Ból w brzuchu był na prawdę okropny, jednak musiałam być silna.- Wyprowadzam się, nie bedę żyła po jednym dachem z damskim bokserem.- Wysyczałam przez zęby.
-A spierd***j! Tylko spróbuj komu kolwiek o tym powiedzieć, a zobaczysz, stłukę ci tą twoją śliczną twarzyczkę jak nigdy wcześniej!- przestraszyłam się jego słów, wiec natychmiast pobiegłam do pokoju mojej córeczki.
-Mamusiu co się dzieje? 
-Nie, nic kochanie. Po prostu się wyprowadzamy. 
-Ale dlaczego? I co ci zrobił tatuś?- zauważyłam ze po wypowiedzeniu ostatniego słowa, szybko zakryła usta ręką. Była taka przestraszona, widziałam to w jej oczach. Tak już dalej nie może być. 
-Nie bój się kochanie. A teraz chodź. - Uśmiechnęłam sie do niej, jednak wyszedł mi z tego taki bardziej grymas, ponieważ nadal bolał mnie brzuch. Naszczęście nasze rzeczy juz spakowałam jakiś czas temu. Tak na wszelki. Wyszłyśmy z domu. Na szczęście go nigdzie nie spotkałyśmy. Doszłyśmy do parku, jednak ból dawał sie coraz bardziej we znaki. W pewnym momencie nie mogłam juz dalej isc i usiadłam na ławce. 
-Mamusiu co się stało? 
-Nie nic kochanie. Po prostu boli mnie trochę brzuch. 
-To dlatego, że on cię kopał? 
-Tak to dlatego.- Popatrzyła się chwilę na mnie i mnie przytuliła. Poczułam jak jej łzy kapią na moją koszulkę. Mój mały aniołek. Nie pozwolę by cierpiała. 
-Wszystko bedzie dobrze kochanie. Wszystko bedzię dobrze.
Właśnie, tak na prawdę nie wiecie kim jestem i o co tu chodzi. 
A więc nazywam się Laura Marano. Mam 26 lat. 6 lat temu poznałam Finnick'a Odair'a.Rok pozniej zaszłam w ciąże. Ale nie z nim. Z moim dawnym przyjacielem. Tydzień po tym jak to zrobiliśmy wyjechał bez słowa. Gdy tylko urodziła się Rosie, wzięliśmy ślub. Finnick cały czas myślał, że to jego dziecko. Zresztą ja też. Jednak jakieś dwa tygodnie temu nie mogłam w nocy usnąć. Myślałam o tym co było 5 lat temu. Następnego dnia poszłam do szpitala zeby zrobic testy. Moje przypuszczenia sie potwierdziły. To nie było jego dziecko. Bałam sie mu to powiedzieć, jednak wiedziałam ze on sie kiedyś dowie. Bałam się. Wiedziałam do czego on jest zdolny. Kilka miesięcy temu zmarli jego rodzice. Załamał sie. Zaczął dość często wychodzić z kumplami do knajpy. Gdy wracał do domu, był niezłe podpity i denerwowało go byle co. Wyrzywał sie wtedy na mnie i Rosie. Bił nas. Chciałam od niego odejść ale sie bałam. W dodatku jestem z nim w ciąży. O cholera moje dziecko! Przeciez on mu mógł cos zrobić! 
Nagle poczułam jak brzuch boli mnie coraz bardziej. To było straszne uczucie. Zaczęłam krzyczeć.
-Laura?- Boże święty kto to moze byc? Nie powiem bałam sie. Jednak znałam ten głos. Po chwili namysłu przypomniałam sobie do kogo należy. 
-Va...Vanessa.- wydukałam. 
-Boże święty kochana co ci jest?-No tak nie co dziennie spotykasz swoją siostrę leżąca na ławce w parku z walizkami..
-Za...za...zawieź mnie do lekarza.-Ból coraz bardziej się nasilał.
-Rieker!- Co?! Cho**ra jasna! Ten Rieker?- Chodź tu i mi pomoż! 
Nie sprzeciwiałam sie jak blondyn brał mnie na ręce. Po około 10 minutach podjechaliśmy pod szpital. Chłopak wniósł mnie do środka i juz po chwili leżałam w szpitalnej sali. Lekarz dokładnie mnie badał. USG brzucha rownież. 
-Pani Marano mam dla pani smutną wiadomość. Poroniła pani.- po tych słowach nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony byłam zła ze ten idiota zabił mi dziecko. Jednak z drugiej cieszyłam sie. Nie wiem czemu, ale cieszyłam sie. Dziwne.
-Laura ty byłaś w ciąży? 
-Tak Vanessa byłam.- Chwile sie zastanowiłam czy jej to opowiedzieć, ona chyba to zauważyła. 
-Lau o co chodzi?
-Wiesz Vanessa.. muszę ci coś powiedzieć. - przełknęłam głośno ślinę zaczęłam powiadać jej cała historię. 
-Co?! Zabije drania! Zabije! Ale jak?! Przeciez nigdy gdy do was przychodziłam nie było widać, ze masz jakies ślady pobicia. Po Rosie tez nie... Ale czekaj, czekaj, ty powiedziałaś ze ten aniołeczek nie jest jego córka? Uff kamień z serca. Tylko czyje to dziecko? 
-Makijaż Van, makijaż. A Rosie starał sie tak bić zeby nie było nic widać. Ale zaraz gdzie ona jest?
-Poszła z Riekerem po gorącą czekoladę. Lau oni wrócili. ON rownież. Cały czas pyta o ciebie. 
-Dzwonił do mnie ostatnio. Ale nie odbierałam. Van... To on jest ojcem małej.- powiedziałam wachając sie lekko czy powinna to wiedzieć. A ją chyba zatkało.
-Allee, jak to? Lau czy ty chcesz mi powiedzieć ze to Ross jest jej ojcem?! 
-Tak Van, wlasnie to powiedziałam.
I w tej chwili do sali wszedł blondyn. Chyba wszystko słyszał.. 
-Laura to prawda? Zaszłaś w ciąże i nic mi nie mówiłas? Przecież gdybym wiedział to bym cię w życiu nie zostawił..
-To wiecie co, ja was chyba zostawię samych. Idę do Riekera i małej.- Van wyszła a ja zostałam sama z blondynem.
-Laura? Odpowiesz mi cos? 
-Co ja mam ci powiedzieć? Tak jestes ojcem Rosie. Zostawiłeś mnie, nie chciałam ci nic mowić...- i zaczęłam opowiadać mu cała historie, pod koniec nawet zaczęłam płakać-... to chciałeś wiedzieć?! Ze moje życie to jeden wielki błąd?! Ze wyszłam za damskiego boksera?! Ze zakochałam sie w moim najlepszym przyjacielu?!- On widząc to w jakim jestem stanie po prostu mnie przytulił. 
-Laura ja przepraszam. Widziałem jaka jestes szczęśliwa z nim. Nie chciałem ci tego niszczyć tylko dlatego ze ja rownież sie w tobie zakochałem..
Zdziwiłam sie jego słowami. Odsunęłam go od siebie lekko, spojrzałam mu w oczy i znów poczułam TO COŚ. Wpiłam się w jego usta. Zdziwił sie. Juz miałam sie od niego oderwać i zacząć przepraszać, ale on pogłębił pocałunek. Stał sie coraz bardziej namiętny. Nie zauważyłam nawet jak znalazłam sie na jego kolanach. Jednak ktoś musiał nam przerwać, a mianowicie Riker i Vanessa i moja kochana córeczka. No i oczywiście Rossa.
-Widze, ze wszystko sie wam dobrze układa. 
-Tak Riker, jest wszystko dobrze.-odpowiedział Ross, uśmiechnął sie do mnie lekko i pocałował w usta. Chcąc nie chcąc musiałam mu przerwać. Widać było ze jest zaskoczony. 
-Muszę ci blondynku kogoś przedstawić. Poznaj proszę naszą małą córeczkę. Ross to jest Rosie. Rosie, to jest twój prawdziwy tata Ross. 
-Mój ta..ta..-widziałam ze boi sie to powiedzieć, a to wszystko przez tego idiotę. 
-Kochanie nie bój. Nic ci sie nie stanie. Obiecuje ci to. Ross cie nigdy nie skrzywdzi. Wiem ze boisz sie mu zaufać. Ale zobacz ja siedzę mu na kolanach i nic mi nie zrobił. Ja mu ufam. To jest twój tata i naprawde cie kocha. Prawda Ross? 
-Tak. Rosie jestem twoim tatą. Wiem co robił wam ten, ten... Id... ten pan, ale ja kocham twoja mamę i ciebie. Nigdy cie nie skrzywdzę obiecuje na słowo harcerza. - wypowiadając ostatnie słowa lekko sie uśmiechnął i podniósł dwa palce do góry. Rosie zastanowiła sie przez chwilkę po czym zbliżała sie po woli do Rossa z wystawionym paluszkiem wskazującym.
-Tylko skrzywdzisz mamusię, a ten uśmieszek zejdzie ci z buzi.-Ross sie chyba lekko przestraszył, ale od kiedy ona używa takich słów? To wszystko przez tego idiotę. 
-Rosie! Nie wolno tak mowić. 
-Tak wiem, wiem. Tylko żartowałam! - I rzuciła się mu na szyję. Ah jak ja ich kocham. 
*3 lata pozniej*
Gdy tylko wyszłam ze szpitala Ross od razu namówił mnie abym poszła zgłosić to na policję. Byłam przerażona, jednak po jego namowach, zgodziłam sie. 
Miesiąc pozniej odbyła sie rozprawa sadowa. Finnick ma zakaz zbliżania sie do mnie i dostał rok w zawieszeniu na 4 lata. 
Z Rossem wzięliśmy ślub 2 lata temu. Rosie całkowicie mu zaufała i razem tworzymy wspaniała rodzinę, a ja jestem w 5 miesiącu ciąży :)
               
                  ***The End.***

***************

Napisałam to daaawno temu, jeszcze chyba nawet przed założeniem bloga (XD), ale jakoś cały czas odkładałam dodanie tego. A teraz tak leżę, bawię sie telefonem, wchodzę w notatki i znajduję to opowiadanie. Postanowiłam, że w końcu dodam, wymagał tylko kilku poprawek(błędy ortograficzne itp), a że na jutro nie musze sie nic juz uczyc to czemu nie. Mam nadzieję, że wam się  spodobało. 

Odwiedzajcie zakładkę "Zapytaj bohatera" i pytajcie o co chcecie, a co nie jest wytłumaczone w opowiadaniu. No chyba, że dopiero bedzie to wtedy trzeba uzbroić sie w cierpliwość :)

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 9.

~Przeczytajcie notkę pod rozdziałem. Bardzo ważne.~ 

-Oj przecież widzę co się dzieje między tobą, a Rossem. Tylko nie spieszcie się, mi to nie przeszkadza, ale twój tata nie bedzie zadowolony, że zostanie dziadkiem.
-Emm, przepraszam, ale pani chyba coś źle odebrała. My jesteśmy TYLKO przyjaciółmi. Zresztą znamy się ledwo dwa dni.
-Ja tam wiem swoje. Zobaczysz. Wspomnisz jeszcze moje słowa w przyszłości. No a teraz zabierajmy się do pracy. Mamy 7 głów do wykarmienia. A tak właściwie gdzie są Vanessa i Veronicka?
-Właśnie wstałyśmy.-powiedziały oby dwie przekraczając próg kuchni i zabrałysmy się do smażenia ciasta. Zajęło nam to około 20 i na stole stało już 10 talerzy z pysznym, parujacym daniem. Jedne były z bitą śmietana i czekolada, inne z owocami, a jeszcze inne z lodami i syropem klonowym. Ja osobiście najbardziej lubie wersje 3. (Ja też! Pjoona!~ od aut.)
-I gotowe!-klasnęłam w dłonie. Wzięłyśmy po dwa talerze i ruszyłysmy w stronę jadalni. Na widok jaki tam zobaczyłam mimowolnie zaczęłam się cicho śmiać. Przy stole siedzieli chłopcy i pan Mark i z minami podobnymi do głodnego psa, który właśnie zobaczył miskę pełną jedzenia (O tak! U moich kochanych wariatek wystarczy tylko trochę karmy i jak zachypnotyzowane xd~ od aut.). To już wiem, czym ich w razie czego przekupić. Postawiłyśmy przed nimi talerze i siadłyśmy do stołu. Jedli tak, aż im się uszy trzęsły! Nawet panu Markowi. Widać, że rodzina. Minęła, może minuta? Dwie?  A ich talerze były puste. Jak oni to robią? Ja ledwo skończyłam jeść pierwszego.. Spojrzałam na Rossa i znów zaczęłam się cicho śmiać. Zauważył to.
-Co cię tak bawi?- spytał. 
-Masz całą twarz brudną w czekoladzie. 
-Ha-ha-ha bardzo śmieszne. Podałybyś mi w takim razie serwetkę?
-Oczywiście.- uśmiechnęłam się i podałam mu wyżej wspomniany przedmiot. Jadłyśmy jeszcze przez jakieś 10 minut cały czas rozmawiając i się śmiejąc. 
-Dziewczynkii..-zaczęła umm Stormie..nie,nie,nie PANI Stormie przeciągając ostatnią literę.-wiecie, tak mi się wydaje, że po śniadaniu ktoś musi posprzątać...-spojrzała wymownie na wszystkich zebranych tu mężczyzn. 
-A co pani proponuje?-uśmiechnęłam sie na wspomnienie tego bałaganu ktory zostawilysmy w kuchni. 
-No cóż skoro to my robiłyśmy śniadanie, teraz czyjaś inna kolei na posprzątanie tego.- Chłopcy chyba zrozumieli bo natychmiast wstali od stołu. 
-Yym wiesz co mamuś bo przypomniałem sobie że,żeee... Że musze odrobić lekcje. Tak! Musze odrobić lekcje!-zaczął wycofywać sie Ross. 
-O boze przeciez musze sie nauczyć naa... na no ten no.. na przyrodę!-Krzyknął Riker.
-Wlasnie! My tez! -Zafturowali mu Rocky i Ell. Już prawie przekroczyli  próg jadalni
-Riker! Ross! Rocky! Ellington!-krzyknęła pani Stormie-wy nie chodzicie do szkoły! A przyrodę mieliście w podstawówce! Marsz mi natychmiast do kuchni!-Spuścili głowy i ruszyli w kierunku wyżej wspomnianego pomieszczenia. Katem oka widziałam jak pan Mark śmieje się pod nosem. Pani Stormie rownież to zauważyła.- A ciebie co tak kochanie bawi, Hmm?
-Ymm mnie? Nie nic. Wlasnie! Przypomniałem sobie ze musze cos sprawdzić bardzo ważnego. 
-Nie wywiniesz mi się kochany. Marsz do kuchni pomóc swoim synom i przyszłemu zięciu.
-A...ale, to jest na prawdę ważne.
-Natychmiast! 
-Dobrzee..


************************
A więc tak, po pierwsze bardzo chciałam was przeprosić za to, że tak długo nie było rozdziału. Mnóstwo nauki w szkole. 
No a po drugie, mam do was pytanie. W pewnym sensie w jakiej kolejności beda odbywać sie dalsze losy bohaterów zależy od was.  
a) Cos typu "rodzinne spotkanie po latach" oraz "pakuj walizki, jedziemy na drugi koniec świata"
b) Love story- "i żyli długo i szcześliwie" (oczywiście do czasu)
c) Odrobinę kryminału + bohaterowie mojego ulubionego serialu.
W razie watpliwości. Wszystkie te "wersje" beda miały miejsce, tylko jestem w takim momencie, że obojętne jest co bedzie pierwsze. Dlatego chciałam sie was spytać co wolicie. Ja osobiście wam mowie, najwiecej bedzie sie działo w "wersji" c. Piszcie w komentarzach. 
A i wlasnie! Od razu uprzedzam kolejny rozdział bedzie dopiero za jakies 2 tyg.. Postaram sie wcześniej jednak niczego nie obiecuje. :) 
A oto kilka zdjeć ze snapa Rydel i Ellingtona:

(Tutaj ta postać za Rydel, podejrzewam że jest to Riker. Te jego ząbki <3)

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ