czwartek, 5 listopada 2015

One shot (2)


-Ty szmato! 
-Ała, ała to boli! 
-Dobrze ci tak! Jesteś zwykła szmatą!- jeszcze mocniej zacisnął swoje dłonie na moich nadgarstkach.
-Puść mnie! 
-Zamknij się!- puścił na chwilę moje nadgarstki, jednak tylko po to, aby po chwili uderzyć mnie w twarz z całą siłą jaką ma, a ja upadłam i zaczęłam płakać.
-Ty nic nie rozumiesz!
-Czego tu nie rozumieć?! Że mnie zdradziłaś, zaszłaś w ciąże i przez 4 lata wmiawiałaś mi że to moje dziecko?!Widziałem te dokumenty ze szpitala, tam jasno i wyraźnie jest napisane, że nie jestem jej ojcem! - po tych słowach poczułam tylko jak zaczął mnie kopać po brzuchu, dostałam może trzy razy, gdy po schodach zeszła moja malutka córeczka. 
-Tatusiu, czemu kopiesz mamusię? 
-Nie jestem twoim ojcem, i nigdy nie waż się mnie już tak nazywać! A mamusia zasłużyła sobie na to!-Już chciał podnieść rękę na mojego skarba jednak ja na to w życiu nie pozwolę. 
-Zostaw ją! Rosie, idź na górę i poczekaj tam na mnie.- Ona natychmiast pobiegła do swojego pokoju, a ja resztkami sił się podniosłam. Ból w brzuchu był na prawdę okropny, jednak musiałam być silna.- Wyprowadzam się, nie bedę żyła po jednym dachem z damskim bokserem.- Wysyczałam przez zęby.
-A spierd***j! Tylko spróbuj komu kolwiek o tym powiedzieć, a zobaczysz, stłukę ci tą twoją śliczną twarzyczkę jak nigdy wcześniej!- przestraszyłam się jego słów, wiec natychmiast pobiegłam do pokoju mojej córeczki.
-Mamusiu co się dzieje? 
-Nie, nic kochanie. Po prostu się wyprowadzamy. 
-Ale dlaczego? I co ci zrobił tatuś?- zauważyłam ze po wypowiedzeniu ostatniego słowa, szybko zakryła usta ręką. Była taka przestraszona, widziałam to w jej oczach. Tak już dalej nie może być. 
-Nie bój się kochanie. A teraz chodź. - Uśmiechnęłam sie do niej, jednak wyszedł mi z tego taki bardziej grymas, ponieważ nadal bolał mnie brzuch. Naszczęście nasze rzeczy juz spakowałam jakiś czas temu. Tak na wszelki. Wyszłyśmy z domu. Na szczęście go nigdzie nie spotkałyśmy. Doszłyśmy do parku, jednak ból dawał sie coraz bardziej we znaki. W pewnym momencie nie mogłam juz dalej isc i usiadłam na ławce. 
-Mamusiu co się stało? 
-Nie nic kochanie. Po prostu boli mnie trochę brzuch. 
-To dlatego, że on cię kopał? 
-Tak to dlatego.- Popatrzyła się chwilę na mnie i mnie przytuliła. Poczułam jak jej łzy kapią na moją koszulkę. Mój mały aniołek. Nie pozwolę by cierpiała. 
-Wszystko bedzie dobrze kochanie. Wszystko bedzię dobrze.
Właśnie, tak na prawdę nie wiecie kim jestem i o co tu chodzi. 
A więc nazywam się Laura Marano. Mam 26 lat. 6 lat temu poznałam Finnick'a Odair'a.Rok pozniej zaszłam w ciąże. Ale nie z nim. Z moim dawnym przyjacielem. Tydzień po tym jak to zrobiliśmy wyjechał bez słowa. Gdy tylko urodziła się Rosie, wzięliśmy ślub. Finnick cały czas myślał, że to jego dziecko. Zresztą ja też. Jednak jakieś dwa tygodnie temu nie mogłam w nocy usnąć. Myślałam o tym co było 5 lat temu. Następnego dnia poszłam do szpitala zeby zrobic testy. Moje przypuszczenia sie potwierdziły. To nie było jego dziecko. Bałam sie mu to powiedzieć, jednak wiedziałam ze on sie kiedyś dowie. Bałam się. Wiedziałam do czego on jest zdolny. Kilka miesięcy temu zmarli jego rodzice. Załamał sie. Zaczął dość często wychodzić z kumplami do knajpy. Gdy wracał do domu, był niezłe podpity i denerwowało go byle co. Wyrzywał sie wtedy na mnie i Rosie. Bił nas. Chciałam od niego odejść ale sie bałam. W dodatku jestem z nim w ciąży. O cholera moje dziecko! Przeciez on mu mógł cos zrobić! 
Nagle poczułam jak brzuch boli mnie coraz bardziej. To było straszne uczucie. Zaczęłam krzyczeć.
-Laura?- Boże święty kto to moze byc? Nie powiem bałam sie. Jednak znałam ten głos. Po chwili namysłu przypomniałam sobie do kogo należy. 
-Va...Vanessa.- wydukałam. 
-Boże święty kochana co ci jest?-No tak nie co dziennie spotykasz swoją siostrę leżąca na ławce w parku z walizkami..
-Za...za...zawieź mnie do lekarza.-Ból coraz bardziej się nasilał.
-Rieker!- Co?! Cho**ra jasna! Ten Rieker?- Chodź tu i mi pomoż! 
Nie sprzeciwiałam sie jak blondyn brał mnie na ręce. Po około 10 minutach podjechaliśmy pod szpital. Chłopak wniósł mnie do środka i juz po chwili leżałam w szpitalnej sali. Lekarz dokładnie mnie badał. USG brzucha rownież. 
-Pani Marano mam dla pani smutną wiadomość. Poroniła pani.- po tych słowach nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony byłam zła ze ten idiota zabił mi dziecko. Jednak z drugiej cieszyłam sie. Nie wiem czemu, ale cieszyłam sie. Dziwne.
-Laura ty byłaś w ciąży? 
-Tak Vanessa byłam.- Chwile sie zastanowiłam czy jej to opowiedzieć, ona chyba to zauważyła. 
-Lau o co chodzi?
-Wiesz Vanessa.. muszę ci coś powiedzieć. - przełknęłam głośno ślinę zaczęłam powiadać jej cała historię. 
-Co?! Zabije drania! Zabije! Ale jak?! Przeciez nigdy gdy do was przychodziłam nie było widać, ze masz jakies ślady pobicia. Po Rosie tez nie... Ale czekaj, czekaj, ty powiedziałaś ze ten aniołeczek nie jest jego córka? Uff kamień z serca. Tylko czyje to dziecko? 
-Makijaż Van, makijaż. A Rosie starał sie tak bić zeby nie było nic widać. Ale zaraz gdzie ona jest?
-Poszła z Riekerem po gorącą czekoladę. Lau oni wrócili. ON rownież. Cały czas pyta o ciebie. 
-Dzwonił do mnie ostatnio. Ale nie odbierałam. Van... To on jest ojcem małej.- powiedziałam wachając sie lekko czy powinna to wiedzieć. A ją chyba zatkało.
-Allee, jak to? Lau czy ty chcesz mi powiedzieć ze to Ross jest jej ojcem?! 
-Tak Van, wlasnie to powiedziałam.
I w tej chwili do sali wszedł blondyn. Chyba wszystko słyszał.. 
-Laura to prawda? Zaszłaś w ciąże i nic mi nie mówiłas? Przecież gdybym wiedział to bym cię w życiu nie zostawił..
-To wiecie co, ja was chyba zostawię samych. Idę do Riekera i małej.- Van wyszła a ja zostałam sama z blondynem.
-Laura? Odpowiesz mi cos? 
-Co ja mam ci powiedzieć? Tak jestes ojcem Rosie. Zostawiłeś mnie, nie chciałam ci nic mowić...- i zaczęłam opowiadać mu cała historie, pod koniec nawet zaczęłam płakać-... to chciałeś wiedzieć?! Ze moje życie to jeden wielki błąd?! Ze wyszłam za damskiego boksera?! Ze zakochałam sie w moim najlepszym przyjacielu?!- On widząc to w jakim jestem stanie po prostu mnie przytulił. 
-Laura ja przepraszam. Widziałem jaka jestes szczęśliwa z nim. Nie chciałem ci tego niszczyć tylko dlatego ze ja rownież sie w tobie zakochałem..
Zdziwiłam sie jego słowami. Odsunęłam go od siebie lekko, spojrzałam mu w oczy i znów poczułam TO COŚ. Wpiłam się w jego usta. Zdziwił sie. Juz miałam sie od niego oderwać i zacząć przepraszać, ale on pogłębił pocałunek. Stał sie coraz bardziej namiętny. Nie zauważyłam nawet jak znalazłam sie na jego kolanach. Jednak ktoś musiał nam przerwać, a mianowicie Riker i Vanessa i moja kochana córeczka. No i oczywiście Rossa.
-Widze, ze wszystko sie wam dobrze układa. 
-Tak Riker, jest wszystko dobrze.-odpowiedział Ross, uśmiechnął sie do mnie lekko i pocałował w usta. Chcąc nie chcąc musiałam mu przerwać. Widać było ze jest zaskoczony. 
-Muszę ci blondynku kogoś przedstawić. Poznaj proszę naszą małą córeczkę. Ross to jest Rosie. Rosie, to jest twój prawdziwy tata Ross. 
-Mój ta..ta..-widziałam ze boi sie to powiedzieć, a to wszystko przez tego idiotę. 
-Kochanie nie bój. Nic ci sie nie stanie. Obiecuje ci to. Ross cie nigdy nie skrzywdzi. Wiem ze boisz sie mu zaufać. Ale zobacz ja siedzę mu na kolanach i nic mi nie zrobił. Ja mu ufam. To jest twój tata i naprawde cie kocha. Prawda Ross? 
-Tak. Rosie jestem twoim tatą. Wiem co robił wam ten, ten... Id... ten pan, ale ja kocham twoja mamę i ciebie. Nigdy cie nie skrzywdzę obiecuje na słowo harcerza. - wypowiadając ostatnie słowa lekko sie uśmiechnął i podniósł dwa palce do góry. Rosie zastanowiła sie przez chwilkę po czym zbliżała sie po woli do Rossa z wystawionym paluszkiem wskazującym.
-Tylko skrzywdzisz mamusię, a ten uśmieszek zejdzie ci z buzi.-Ross sie chyba lekko przestraszył, ale od kiedy ona używa takich słów? To wszystko przez tego idiotę. 
-Rosie! Nie wolno tak mowić. 
-Tak wiem, wiem. Tylko żartowałam! - I rzuciła się mu na szyję. Ah jak ja ich kocham. 
*3 lata pozniej*
Gdy tylko wyszłam ze szpitala Ross od razu namówił mnie abym poszła zgłosić to na policję. Byłam przerażona, jednak po jego namowach, zgodziłam sie. 
Miesiąc pozniej odbyła sie rozprawa sadowa. Finnick ma zakaz zbliżania sie do mnie i dostał rok w zawieszeniu na 4 lata. 
Z Rossem wzięliśmy ślub 2 lata temu. Rosie całkowicie mu zaufała i razem tworzymy wspaniała rodzinę, a ja jestem w 5 miesiącu ciąży :)
               
                  ***The End.***

***************

Napisałam to daaawno temu, jeszcze chyba nawet przed założeniem bloga (XD), ale jakoś cały czas odkładałam dodanie tego. A teraz tak leżę, bawię sie telefonem, wchodzę w notatki i znajduję to opowiadanie. Postanowiłam, że w końcu dodam, wymagał tylko kilku poprawek(błędy ortograficzne itp), a że na jutro nie musze sie nic juz uczyc to czemu nie. Mam nadzieję, że wam się  spodobało. 

Odwiedzajcie zakładkę "Zapytaj bohatera" i pytajcie o co chcecie, a co nie jest wytłumaczone w opowiadaniu. No chyba, że dopiero bedzie to wtedy trzeba uzbroić sie w cierpliwość :)

3 komentarze:

  1. Wspaniały OS!
    Bardzo mi się podobał. Już od początku wiedziałam, że tatą Rosie jest Ross. Nawet imię ma podobne. :)
    Widzę, że dużo się dzieje u ciebie w szkole. Chociaż z moją klasą też nie jest nudno. Gdy się nic przez dłuższy czas nie dzieje to zawsze chłopaki coś wykąbinują.
    Czekam na next. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałam cię do TB! http://life-is-like-a-labyrinth-raura.blogspot.com/2015/11/tb.html?m=0

      Usuń
  2. Super OS :)
    Prosimy o więcej takich, no i oczywiście o historie z Twojego życia też!
    U mnie pracowicie - dostałam pracę :) Więc teraz studiuję i pracuję, ale czas na komentowanie mam :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie, czekam na next i oczywiście zapraszam w sobotę na Rydellington!

    OdpowiedzUsuń