sobota, 19 września 2015

One shot cz. 2

15 sierpnia 2014r.
Z Laurą już jest lepiej. Właśnie od niej wracam. Dziś prawie ją pocałowałem, jednak na szczęście w odpowiednim momencie się ocknąłem. Gdyby doszło do pocałunku, zapewne znienawidziła by mnie, myśląc że jestem taki sam jak tamten sku***syn. A tego bym sobie nie darował. Wolę już być dla niej tylko przyjacielem niż zeby myślała, że jestem kolejnym napalonym idiotą, który chce ją wykorzystać. Co to to nie. Nie jestem taki i nigdy nie zrobiłbym czegoś czego ona by nie chciała. 
Postanowiłem, że przejdę się do parku. Usiadłem na ławce i zacząłem rozmyślać nad...tak naprawdę... nad całym moim życiu. Wyliczyłem od początku. 
Nazywam się Ross Lynch.
Mam 21 lat.
Mam wspaniałe rodzeństwo: Riekera, Rocky'ego, Rylanda i Rydel.
Moi rodzice to Mark i Stormie Lynch.
Razem z moim rodzeństwem i naszym najlepszym przyjacielem, a zarazem mężem Rydel- Ellingtonem tworzymy świetny zespół R5.
Rieker jest mężem siostry Laury- Vanessy.
Mają dziecko. 
1,5 roczną córeczkę- Savannę.
15 lat temu poznałem Laurę.
Na placu zabaw.
W tym parku.
Jest to moja najlepszą przyjaciółką. 
Została zgwałcona miesiąc temu.
Przez mojego byłego przyjaciela- Josha.
Jej byłego chłopaka.
Wtedy uświadomiłem sobie jak bardzo ją kocham.
Że nie potrafię bez niej żyć.

Muszę porozmawiać z Rydel!- krzyknąłem w myślach i pobiegłem do jej domu. Droga zajęła mi 15 minut. Po przejściu przez próg domu dobiegły mnie ciche dźwięki z kuchni. Pewnie tam jest. Z pewnością jest sama. Ellington boi sie tam wchodzić od czasu gdy dostał przypadkiem patelnią, bo przeszkodził jej w czymś tam(już nawet nie pamietam) , no a miała wtedy TE dni. Skąd wiem kiedy ma TAM "Morze Czorwone"? No cóż jest moją siostrą, znam ją na wylot. Wbiegłem szybko do kuchni nie patrząc nawet czy ktoś jest razem z Rydel, co okazało się być błędem i po prostu krzyknąłem na całą kuchnie.
-Ja się w niej zakochałem!- dopiero teraz spostrzegłem, że w kuchni oprócz Delly jest jeszcze Laura. Ups..
-No nareszcie braciszku! Ja wiedziałam to od kąd się poznaliście! 
Byłem lekko speszony, jednak kątem oka zauważyłem, że Laura posmutniała.
-A w kim się zakochałeś?- Teraz byłem już pewny. Ona na prawdę była czymś przybita. Przez moment wachałem się co odpowiedzieć. Rydel popatrzyła się na mnie i wyszła z kuchni. Wiedziała o co mi chodzi. Po chwili przybliżyłem się do brunetki na tyle blisko, że dzieliły nas centymetry objąłem jej twarz w swoje dłonie i szepnąłem
-W tobie Lau. W tobie.- Ona popatrzyła nie mnie chwilę po czym złożyła na moich wargach delikatny ale pełen uczyć pocałunek. Od razu go odwzajemniłem. Po chwili jednak oderwałem się od niej i oparłem swoje swoje czoło o jej.
-Kocham cię Lauro.
-Ja ciebie też Ross.


15 sierpnia 2016r.
Jesteśmy z Laurą naprawdę szczęśliwą parą. Bardzo ją kocham. A ona mnie. Już nie traktuje mężczyzn na dystans tak bardzo jak 2 lata temu. Wtedy przyspieszała kroku, ściskała mnie mocniej za dłoń, chowała sie za moimi plecami nawet gdy jakiś starszy pan pytał sie nas która godzina. Nadal widzę strach w jej oczach, jednak jest lepiej. Dziś, w naszą rocznicę, przygotowuję dla niej romantyczną kolację. U niej w domu. Jej rodzice sami mi to zaproponowali. Obiecali nawet, że nie wrócą przed wschodem słońca następnego dnia. Mówiłem im, ze to nie bedzie konieczne bo z pewnością do niczego nie dojdzie. Nie chcę jej do niczego zmuszać, a ona sama pewnie ma jeszcze traumę. Jednak się uparli. No cóż. Mam nawet dla niej niespodziankę. Laura wie tylko o tym, że ma iść z Rydell na zakupy. Za to zadaniem Delly jest zmuszenie w jakiś sposób Laury aby przebrała sie, umalowała itd. itp. u niej w domu, a potem przyprowadzenie jej tu. Błagam żeby się udało! 

*15:45*
Z siostrą umówiłem się, że przyprowadzi ją o 16. Mam 15 minut. Chodzę cały zdenerwowany po domu. Poprawiam wszystko by było idealnie. Przecieram chusteczką sztućce i kieliszki do wina aby nie było ani jednej smugi. Robię to po raz 9! Sprawdzam czy spaghetti jest gotowe. Jeszcze jakieś 3 minuty. Spaghetii to ulubione danie Laury. Pani Marano nawet pomogła mi je przygotować tak jak najbardziej lubi ich córeczka. Dała kilka cennych rad na temat sposobu podania, czy miękkości makaronu. Za to pan Damiano pogroził mi że mam nie skrzywdzić jego kochanej córeczki inaczej bedzie miał na sumieniu jednego z blondynów. Jednak gdy zobaczył, ze cały pobledłem on powiedział, uwaga cytuje: "Przecież żartowałem, bedziesz wspaniałym zięciem", poklepał mnie po ramieniu i się uśmiechnął. Ma facet poczucie chumoru!
Obydwoje wyszli jakieś 3 minuty temu. 
Chodziłem zdenerwowany jeszcze chwilę po salonie po czym na zegarze wybiła punkt 16. Drzwi do domu sie otworzyły a do środka weszła Laura. Wygladała naprawdę ślicznie. Miała na sobie śliczną czerwoną sukienkę do połowy uda, rozkloszowaną od linii talii z niewielkim dekoltem i rękawem 3/4. Na nogach miała czarne, na moje oko 10 centymetrowe, szpilki, a w ręce trzymała czarna kopertówkę. Jej długie włosy były dość mocno podkręcone, a makijaż nie był ani zbyt mocny ani za lekki. Twarz miała wykontórowaną, dało się dostrzec nie wielkie ilości różu i rozswietlacza. Oczy były lekko podkreślone czarną kredka, a załamanie przydymione cieniem tego samego koloru. Rzęsy mocno wytuszowane, a usta muśnięte krwisto czerwoną szminką. Kolejne pytanie, skąd niby facet może tyle o tym wszystkim wiedzieć, skoro większość nawet nie wie co to rozświetlacz czy róż? No cóż, moja siostra nie miała łatwo z 4 braćmi i Ellingtonem, dlatego gdy rodziców nie było w domu, a my cos przeskrobalismy, dostawaliśmy na prawdę surowe kary. A dokładniej karę. Zawszę tę samą.  Nie obyło sie wtedy bez sprawdzenia do nas do domu sióstr Marano, które miały naprawdę świetną zabawę gdy stawaliśmy sie ich "królikami doświadczalnymi" i mogły testować na nas coraz to nowsze kosmetyki...
No ale wracając do teraźniejszości. Stałem na przeciwko Laury i widziałem ze jest w lekkim szoku. No, nie codziennie gdy wracasz do domu, on jest otwarty, chociaż nikogo miało nie być, w przedpokoju czeka na ciebie wystrojony i zabójczo przystojny blondyn, a w jadalni przyszykowana jest kolacja przy świecach. Jednak po niecałej minucie sie ocknęła i udała w stronę wyżej wymienionego pomieszczenia. Ja jako dżentelmen odsunąłem jej krzesło, tak by mogła usiąść i lekko je wsunąłem pod stół. 
-Napijesz się może wina?
-Poproszę.
Nalałam jej do dużego kieliszka odrobinę czerwonej cieczy po czym udałem sie do kuchni aby przynieść nasze danie główne. Jedliśmy w ciszy jednak nam to nie przeszkadzało. Gdy zauważyłem, że już powoli kończy postanowiłem zrobic to co planowałem. Dobra stary. Uda ci się. 3 wdechy. 1. Wszystko bedzie dobrze. 2. Przecież cię nie wyśmieje. Kocha cię. 3. Wystarczy zrobić pierwszy krok, a potem już z górki. Dobra weź się w garść. Nie bądź baba. Jesteś twardy. Wszystko bedzie dobrze. Wstałem. Uspokój sie. Jest okey. Podszedłem do niej i klęknąłem na jedno kolano. Nie bój sie. Bądź facet. I cos w końcu powiedz bo klęczysz tak przed nią juz jakies pół minuty jak jakiś idiota! 
-Lauro...- wydukałem. Nieco odważniej, dasz radę.- Jesteś najwspanialszą kobietą jaką kiedy kolwiek poznałem i kocham cię ponad życie. I nikt ani nic nigdy tego nie zmieni. Dlatego po uzyskaniu zgody od twojego ojca, mam śmiałość spytać: czy ty Laura Marie Marano, uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i wyjdziesz za mnie?- Nie powiem, bałem sie jej reakcji, jednak była taka na jaka skrycie oczekiwałem.
-Tak, wyjdę za ciebie!- wsunąłem jej delikatnie srebrny pierścionek na palec serdeczny prawej ręki, a ona rzuciła mi sie na szyje po czy delikatnie pocałowała. Jako, że nadal klęczałem wstałem na równe nogi nie odrywając się od mojej narzeczonej. Ahh jak to pięknie brzmi... Całowaliśmy się bardzo namiętnie. W pewnym momencie zrobiło mi się dość nie wygodnie, ponieważ mimo że miała szpilki i tak była prawie o głowę ode mnie niższa. Podniosłem ją lekko, a ona owinęła swoje nogi wokół moich bioder. Po chwili zaczęła rozpinać moją koszulę. Bałem się. Nie to, że bałem się samego stosunku czy coś,ale tego, że mogę ja skrzywdzić, że zrobię coś czego ona by nie chciała. Oderwałem się lekko od niej opierając swoje czoło o jej.
-Na pewno tego chcesz?
-Tak. Kocham cię Ross.
-Nie musisz w ten sposób tego udawadniać. Przecież wtedy, to co się stało...
-Nie muszę, ale chcę. Proszę nie żyjmy przeszłością. Ja się z tym pogodziłam. Chce żyć dalej. Dobrze?
-Dobrze.- Po czym pocałowałem ją bardzo namiętnie. Pragnąłem jej. A ona mnie. Powolnym krokiem udałem się w stronę jej sypialni cały czas mając ją na rękach.

*oczami Laury*
Z chwilą gdy wchodzimy do mojej sypialni w naszych pocałunkach czuć coraz większe porządnie.  Wczepiam palce w koszulę Rossa. Blondyn ruszył w stronę łóżka i delikatnie mnie na nim położył, sam zawisnął nademną podtrzymując się rękami. Tak jak ja z uporem powtarzałam, że Ross jest kimś wartościowym, on zawsze z uporem powtarzał, że jestem silna, że mogę więcej, niż mi się wydaje. I choć nikt mnie tego nie uczył wiem, że na tym polega miłość. Jeśli jest prawdziwa, sprawia, że człowiek staje się kimś więcej, niż był, kimś więcej, niż wierzył, że może być. 
A ta jest prawdziwa. 
Ross gładzi moje włosy i wplata w nie swoje palce. Trzęsą mi się ręce, ale nie przejmuje się tym, czy to zauważy. Nieważne też, czy zobaczy, że przeraża mnie intensywność tych doznań. Zaciskam pieści na jego koszuli i przyciągam go bliżej. Z ustami przy jego ustach szepczę jego imię. 
Zapominam, że Ross jest odrębną osobą. Czuję się raczej tak, jakby był częścią mnie, rownież niezbędną jak serce, oko albo ręka. Podciągam jego koszulę i zdejmuję mu ją przez głowę. Gładzę odsłonięte ciało jak własne.
Dłonie Rossa chwytają zamek od mojej sukienki i pomagam mu ją rozpiąć, ale nagle coś sobie przypominam: przypominam sobie, że jestem chuda, płaska i chorobliwie blada. Odsuwam się. Ross patrzy na mnie, ale nie z wyrzutem, tylko tak jakby poza mną nie było wokół nic, na co warto by patrzeć. Ja też przenoszę na niego wzrok, ale to co widzę, tylko pogarsza moje samopoczucie. Ross jest niesamowicie przystojny i wysportowany. Przed chwilą byłam przekonana, że idealnie do siebie pasujemy, i może faktycznie tak jest, ale tylko w ubraniach. 
Ale on spogląda na mnie tym samym wzrokiem. 
Uśmiecha się, delikatnie i nieśmiało. A potem obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. Pochyla się, całuje mnie w brzuch i szepcze: "piękna".
A ja mu wierzę. 
-Kocham cię, wiesz?- mówię.
-Wiem. 
Delikatnie palcami muskam każdą część jego nagiego torsu. Jest silny, gibki, zdecydowany. 
I mój.
Odnajduję jego usta. 

Tak się bałam, że jeśli zostaniemy razem, będziemy wiecznie się ścierać i że w końcu mnie to złamie. Ale teraz już wiem, że ja jestem jak ostrze, a Ross jak osełka. 
Nie złamię się tak łatwo, bo jestem zbyt silna, a za każdym razem gdy go dotykam, staję się lepsza, nabieram ostrości. 

            
            *****THE END*****

Skończyłam OS, nareszcie! xd Dość długo nie wiedziałam w jaki sposób to skończyć, więc sięgnęłam z pomocą do książki, i przyznam się bez bicia, w większości cała scena z sypialni jest przepisana wlasnie z książki. Pozmieniałam tylko drobne szczegóły. Przeraszam, wiem, niektórym może się nie spodobać, ze nie ja sama, to napisałam, jednak no, za bardzo mi to pasowało do całości, zeby nie wykorzystać.. 
Tak jak zawsze mam nadzieje, że się spodobało i liczę na szczerą krytykę :)

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ









One shot cz. 1

15 lipca 2014r.
Szedłem spokojnym krokiem w kierunku domu moje brązowo włosej przyjaciółki, kiedy zauważyłem, że z jej willi wychodzi mój przyjaciel Josh i idzie w moją stronę z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Musiał sie mnie przestraszyć, bo gdy tylko mnie zobaczył mina mu zbledła po czym odwrócił sie na pięcie i biegiem ruszył w przeciwną stronę. Pomyślałem sobie, ze to pewnie nic. Znałem ich i jak na parę dość często sie kłócili. Tak musiało być i tym razem. Jednak nie mogłem zrozumieć czemu uciekł jak mnie zobaczył. No nic, bede sie musiał jej spytać.  Lekko zapukałem do drzwi. Nic. Pewnie jest za górze i nie słyszy wiec postanowiłem użyć dzwonka. Nadal nic. Nacisnąłem na klamkę. Otwarte. Wszedłem do środka. Wydawałoby sie, ze nikogo nie ma. Jednak z pokoju brunetki (A może szatynki? Sama nie wiem xd~od aut.) słychać było cichy płacz. Będąc pewnym, że moja przyjaciółka płacze ze względu kłótni z Joshem, tak jak zawsze poszedłem zrobić jej i sobie ciepłe kakałko z bitą śmietaną. To jej zawsze pomagało. Po przygotowaniu napoju udałem się do pokoju dziewczyny. Nacisnąłem klamkę, ale to co tam zobaczyłem kompletnie mnie zszokowało. Na podłodze leżała załamana, pół naga brunetka. Z tego co zauważyłem miała na sobie tylko stanik i jakaś luźna bluzkę, a sama była przykryta kocem. Leżała w taki sposób, że mnie nawet nie zauważa, lecz pewnie usłyszała  otwierające sie drzwi, bo po chwili wybuchła.
-Po coś tu jeszcze przylazł?! Co?! Wynoś się z tąd! Chciałeś dokończyć zabawę, tak?! A moze przeprosić?! Nie chce cie juz nigdy więcej widziedz na oczy! Wypi***alaj z tąd! Zniknij z mojego życia raz na zawsze! -Krzyczała aż cały dom sie trząsł, jednak dało się dosłyszeć, ze rownież płakała. 
-Dobrze pójdę,zniknę, jednak powiedz mi Lauro, co ja takiego zrobiłem?-spróbowałem powiedzieć to z anielskim spokojem, jednak nie wiem czy mi sie to udało, nie powiem, przestraszyłem sie trochę po jej słowach.
-Ross... t...to ty?-głos miała zachrypnięty a cała sie lekko trzęsła. 
-Tak. Powiesz mi co tu sie stało? 
-J..ja przep..p...raszam. Nie wiedziałam z...ze to ty.
-Dobrze, ale teraz mów. Co tu sie stało?-postawiłem kakao na komodzie ktora stała przy ścianie i podszedłem do brunetki. Powoli domyślałem sie co tu sie stało. Wychodzący z jej domu Josh. Ktory sie mnie przestraszył i uciekł. Laura leżąca na podłodze, cała zapłakana. Pół naga. Modliłem sie w duchu, zeby to nie było to co podejrzewałem, BŁAGAM! 
-B...bo on...Josh...on...on mnie zgwałcił.-po wypowiedzeniu ostatnich słów od razu wybuchła płaczem. Zabije gnoja! ZABIJE! Jak on mógł?! Skrzywdzić moja Lau?! Juz wiem czemu uciekał przede mną. ZABIJE!
-Zabije go! Niech mi sie lepiej na oczy nie pokazuje! Laura ja ide do niego!
-NIE! 
-Dlaczego?! Przecież on cie skrzywdził!
-Tak wiem, jednak wole byś został TU. PRZY MNIE.
-Dobrze.
-Przytul mnie.-Natychmiast podszedłem do niej i wykonałem jej prośbę. 
-Dziękuje.
-Po to jestem. By zawsze byc przy tobie. A teraz cii nie płacz już. Cii-posadziłem ja sobie na kolanach i lekko kołysanek, zeby sie uspokoiła i usnęła. Było trochę dziwnie, ponieważ nie miała na sobie ani spodni ani majtek, jednak była tak owinięta kocem, ze idealnie odgradzał moje ciało od jej. Po około 15 minutach usnęła a ja położyłem ją na łożku, juz miałem isc w stronę wyjścia z jej pokoju jednak cos złapało mnie za rękę. A raczej ktoś.
-Zostań. Proszę. 
Wykonałem jej prośbę i po kilkunastu sekundach leżałem na łożku i obejmowałem ją ramieniem. Ona wtuliła się z całej siły w moja klatkę piersiową i usneliśmy. 

Rano obudziłem sie dość wcześnie jak na mnie, bo o 6:33. Dziwne zawsze w wakacje budziłem sie koło 9:30. Katem oka spojrzałem na słodko śpiącą Lau. Miała dość mocno podpuchnięte oczy od płaczu i rozmazany makijaż. Jednak mi to nie przeszkadzało. Była taka śliczna. Jej wargi były lekko rozchylone. Miałem wielką ochotę po prostu ją pocałować. Jednak nie mogłem. Ona traktowała mnie tylko jak przyjaciela, choć ja od dłuższego czasu przestałem tak na nią patrzeć. Jednak dopiero teraz patrząc na nią, jak słodko śpi, z tymi podpuchniętymi oczami, rozmazanym makijażem, rozczochranymi włosami, zrójnowaną psychiką i wielkim bólem w sercu, zrozumiałem, ze jest kobietą mojego życia i zawsze bedę ją kochał. 

                 ******C.D.N******
 _________________
Na reszcie to napisałam! Kiedyś mi się przyśniła podobna scena i cały czas myślałam jak to dokończyć. Na początku myślałam aby wplatać to w opowiadanie, jednak na ta chwile nie pasowało by to do historii jaka tam opisuje. Moze kiedyś, ale jeszcze nie teraz. 
Za drugą cześć zaraz sie zabieram. Wpadła mi do głowy w czwartek na sprawdzianie z fizyki i wczoraj na historii jak mój kochany nauczyciel zanudzał nas opowiadaniami o Napoleonie Bonaparte i Legionach Polskich (ja po prostu nie nawidzę tego przedmiotu!). Taak, wtedy nam najwiecej pomysłów. Dziwne, no ale cóż. 
Postaram się część druga dodać jeszcze dzisiaj bądź jutro. Rozdział rownież jednak niczego nie obiecuje. :)
Zapraszam do wyrażania swojej opini.
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ :)

wtorek, 15 września 2015

Rozdział 6.



*oczami Laury*
No dobra teraz tylko trzeba wymyślić coś na prawdę dobrego, aby przekonać tatę. Weź się w garść dziewczyno! Okey, za 3...2...1...
*rozmowa telefoniczna*
-Cześć tat...-nie zdążyłam nawet dokończyć jak usłyszałam to wspaniałe zdanie, które mam okazje słyszeć za każdym razem jak do niego dzwonię... 
-Cześć (wiem, powinno cos byc bardziej "dojrzałego", ale nic innego nie mogłam wymyślić xd~ od aut.) tu Damiano Marano, jeśli masz cos ważnego zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału. Piii! -No jak zwykle! On nigdy nie odbiera! Pewnie znów jest na jakimś szalenie ważnym spotkaniu lub kolacji z Jane. Uhgg! 
-No i jak możesz?-spytał nagle Ross
-Nie wiem...nie odbiera..- W tej chwili z mojej twarzy zniknął gniew, a na jego miejsce wkradł sie smutek.
-Hej, co sie dzieje? 
-Nie nic, po prostu tak jest zawsze, zawsze jest cos ważniejszego ode mnie... 
-No chodź tu do mnie.- Powiedział i rozłożył ręce, a ja po prostu sie w niego wtuliłam. Nie wiem czemu, ale jak staliśmy tak przytuleni do siebie, poczułam sie tak... tak inaczej, sama nie wiem jak to opisać. Tak bezpieczna? Jakby cały świat stanął w miejscu? 
Z jakże tej miłej chwili wyrwał nas głos Rydel.
-To co możesz?... Oj chyba przeszkodziłam... 
-Nie, nie. -szybko odpowiedział blondyn po czym odsunęliśmy sie od siebie.- To co, na co mamy sie z chłopakami szykować? - powiedział po chwili z lekkim strachem w oczach?
-Ale jak, na co szykować?- kompletnie go nie rozumiałam.
-No pierwszy film wybierasz ty, jako nasz gość. Taka tradycja. 
-A Ell, Vanessa i Veronicka to nie goście? 
-Oj prosze cie, ta trójka przebywa u nas cześciej niż we własnych domach.- Po czym obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
-To jak, jak bardzo oklepana historie miłosna oglądamy? "Zmierzch"? "3MNN"? "Gwiazd naszych wina"? 
-Nie! Obejrzymy...- przypominałam sobie wszystkie tytułu filmów jakie widziałam lub o których słyszałam dobre komentarze- Hmm..-zastanowiłam sie jeszcze chwilkę.- Już wiem! "Piękne istoty"! (Osobiście polecam, jest świetny~ od aut.)
-Brzmi jak kolejne tanie romansidło...
-Nieprawda!
-No dobra, dobra. Ale pamiętaj, ze kolejny film my wybieramy- po jego uśmieszku stwierdziłam, ze mam sie czego bać..
-Okey. Tylko zadzwonie chociaż do Davida, niech przynamniej on wie gdzie jestem. 
-Dobrze.
*rozmowa telefoniczna*
-Czesc David!
-Czesc Lauro, cos sie stało? 
-Nie, wszystko w porządku. Ale mógłbyś przekazać tacie, kiedy raczy włączyć komórkę, ze nocuje U Rydel? Dzięki pa. -  I się rozliczyłam, nie czekając nawet na jego odpowiedź.
*konec rozmowy*
-To co idziemy? 
-Tak! 
-Tylko najpierw wstąpimy do sklepu. -powiedział Riker i zrobił "brewki".
-Okej...
No i jesteśmy w tym sklepie, co sie okazało, jest to sklep monopolowy...taa. Riker wyszedł z niego po jakichś 5-6 minutach z 4 czteropakami piwa i 3 butelkami wina.
-No to teraz możemy juz jechać do domu. -Zaklaskał w dłonie, schował cały ekwipunek do bagażnika i wsiadł do samochodu na miejsce kierowcy. 
Po 15 minutach jazdy byliśmy juz przed domem Lynch'ów. 
Rieker natychmiast pobiegł do kuchni, aby włożyć alkohol do lodówki. 
A my poszliśmy do salonu, żeby odpocząć i zadzwonić po pizzę. 
-Dobra. Dla nas dwie największe pepperoni, a dla dziewczyn po jednej tej małej włoskiej na cieńkim cieście z oliwkami, tak?
-Oj Ross jak ty nas dobrze znasz. Tylko czy ty Laura lubisz taka?-spytała mnie Delly
-Tak, jasne. To moja ulubiona.- uśmiechnęłam się.
-Dobra alkohol się chłodzi, pizza powinna być za jakieś 30 minut. To moze przez ten czas ogarniemy tu trochę?- spytał nagle Rocky
-Okey, a wiec tak, ja i Ellington przygotujemy resztę przekąsek, Rieker z Vanessą zgrają filmy na pendrive'a, Rocky z Veroniką ogarną w salonie, a Ross i Laura pójdą po jakieś koce i poduszki, okey? 
-Tak jest!- krzyknęliśmy wszyscy na chóra i udaliśmy sie wykonać przydzielone nam zadania. 

-Dobra, a wiec gdzie trzymacie jakies koce i poduszki? 
-Wszystko powinno być w tej garderobie na dole obok przedpokoju.
-Okey to chodźmy. 

Gdy wszystko było gotowe, zadzwonił dzwonek do drzwi. Był to dostawca z pizzą. Otworzył Riker, odebrał nasz posiłek, zapłacił i wrócił do salonu z 6 pudełkami pysznego amu. 
Pierwsze co oglądaliśmy to oczywiście "Piękne istoty", po chłopakach widziałam, że ich to nudzi jednak dziewczyny wydawały się być wciągnięte seansem. 
-Taki fajny film, a wybrali takiego przeciętnie ładnego aktora. Ehh..
-Masz rację Delly. Już wujek tej dziewczyny jest przystojniejszy od niego. Gdyby tylko był młodszy...- zamarzyłam się. Zobaczyłam katem oka, że chyba chłopaki są lekko zazdrośni, popatrzyłam na dziewczyny porozumiewawczo, a one tylko mi przytaknęły, jakby czytały mi w myślach.
-Ee tam, coś w tym Ethanie jest. Ma takie śliczne oczy...- stwierdziła takim zamarzonym głosem Vanessa, a Riker się chyba lekko zdenerwował. 
-No wlasnie te jego oczy... A i te mięśnie  ...szkoda, że nie znam nikogo tak wysportowanego, bo z chęcią bym przygarnęła...- Jak tylko Veronika to powiedziała miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, spojrzałam na dziewczyny. One też ledwo co się powstrzymywały. 
-No to co chłopaki, jeszcze po jednym? Dziewczyny przynieść wam kolejną butelkę wina?- No tak Ross, delikatna zmiana tematu. On rownież próbował powstrzymać się od ataku zazdrości. Widziałam to po jego oczach.Ale o kogo on mógłby byc zazdrosny? Moze o Rydel w końcu to jego siostrzyczka. 
Vanessa tylko przytaknęła i pokazała mu ręka ze ma byc cicho. 
Dalej juz nic nie mówiłyśmy. Gdy seans sie skończył przyszedł czas na film chłopaków. Wybrali oni "Paranormal activity". Jako że cho***nie boję się horrorów przytuliłam się do Rossa, ale mu to chyba nie przeszkadzało. Nawet się nie spostrzeglam jak film się skończył. To były najgorsze dwie godziny mojego życia. Przez cały ten czas trzęsłam się ze strachu. Nawet gdy film już się kończył. Nie mogłam się ruszyć. Dziwny paraliż mięśni. 
-Boże święty Laura co ci jest?- Spytał zszokowany Ross, widząc mój stan.
-N..n..nic. Tylko j..ja si..si..się strasznie boję horr...orów. -wydukałam. A on podszedł bliżej i mnie przytulił.
-Dobra mam pomysł! Gramy w butelkę!- wszyscy mu przytakneli. Po minucie siedzielismy na podłodze w kołku a na środku leżała pusta butelka po winie. Wszyscy byli lekko podpici wiec moze byc dość zabawnie. Ja oczywiście siedziałam koło Rossa, ktory cały czas mnie przytulał.  Pierwszy kręcił blondyn. Bo w końcu to był jego pomysł. Wypadło na Ratliffa. 
-Ymm to no nie wiem. A może.. nie, to nie.. A może... nie to też nie...- myślał na głos. Wpadłam na genialny pomysł. Szybko szepnełam mu to na ucho. On się wyszczerzył i przytaknął. 
-No a więc Ellington..-zaczęłam- czy pamiętasz może jeszcze inwokacje?- Jego mina była wspaniała. Takie połączenie "Co to k***a jest ta inwokacja" i "jak ja mam się z tego wykręcić".
-Yym a co to jest ta inwokacja?-facepalm
-Na prawdę nie pamiętasz? Pierwsze kilka wersów "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza. 
-Aa to! Czekaj to leciało jakoś tak "Litwo ojczyzno moja"? 
-No dokładnie. To teraz wyjdziesz na balkon, weźmiesz megafon i zaczniesz mowić, albo nie, zaczniesz krzyczeć tyle ile pamietasz.
-A to nie Ross miał wymyślać zadanie?-O nie nie nie wykręci sie. 
-Tak jednak, on sie całkowicie ze mną zgadza, prawda Ross?
-Oczywiście- przytaknął mi blondyn
-No to blondasku leć po megafon i kamerę a ty Ratliff na balkon. 

Po pięciu minutach byliśmy juz wszyscy na balkonie. 
-No Ellington zaczynaj. 
-Em..ym Litwo ojczyzno twoja.. y nie moja, ty jesteś jak zdrowie ile cię trzeba zmienić, a nie, cenić, ten tylko się dowie kto cię stracił!
-Mógłbyś sie z łaski swojej przymknąć?! Ktoś tu chce spać! - uuu sąsiad sie wkurzył 
-Juz skończyłem!- odkrzyknął mu Ratliff. 
Gramy juz tak od jakiejś godziny. Wszyscy oczywiście pijani, a nawet bardziej niż przed ta godzina bo Riker znalazł gdzies szafce 0,7l. 
Teraz kręci Ell. Wypadło na Rossa.
-No to teraz sie zemszczę.- potarł dłońmi niczym Dundersztyc, który po raz kolejne chce zawładnąć okręgiem trzech stanów.- Hmm... Juz mam! Pocałuj namiętnie osobę, ktora siedzi po twojej lewej stronie.-Ross chwile pomyślał i zczaił się, że to ja siedzę po jego lewej. 
-A co jeśli ona nie chce? 
-Całuj! Całuj! Całuj! - zaczęli wszyscy krzyczeć. No dzięki. 
-Dobra, dobra! Przepraszam cię Lau. - Drugie zdanie wypowiedział szeptem tak żebym tylko ja usłyszała. Po czym wpił się w moje usta. Na początku chciałam sie od niego oderwać. Jednak nie potrafiłam. Oddałam pocałunek, a on lekko się uśmiechnął po czym go pogłębił. Rozszerzyłam lekko wargi, a jego język znajdował się już w mojej buzi i tańczył razem z moim. Czuć było od niego alkoholem jednak wiem, że ode mnie pewnie też. Zrobiło mi się nie wygodnie. Blondyn to zauważył i lekko mnie podniósł tak abym mogła usiąść okrakiem na jego kolanach. Ręce wplotłam w jego włosy, a on swoje położył na moich plecach na wysokości talli. Całowaliśmy sie bardzo namietnie. Jednak po chwili usłyszałam głośne chrząknięcie. Oderwałam sie szybko od blondyna i usiadłam obok niego.
-Noo... too... może pójdziemy juz spać?-zaproponowała Delly. Widziałam po ich wszystkich minach ze, sa nie co zdziwieni i zakłopotani ta systuacja. Wszyscy oprócz Ella. On szczerzył sie od ucha do ucha. 
-Jasne. Rydel gdzie mam spać? 
-Położysz sie w goscinnym, choć pokaże ci. 

**********************
O Boże święty na reszcie skończyłam! Przepraszam, że tak długo to trwało, ale no cóż brak jakiego kolwiek pomysłu. Zreszta ten tez nie jest idealny. Szczerze? Nie zbyt mi sie podoba. Wszystko wyszło nie tak jak chciałam, no ale cóż... Dobra koniec użalania sie nad sobą. Co tam u was? Jak w szkole? U mnie masakra. Cały czas jakies kartkówki. Po prostu żyć nie umierać. Yyh nie nawidzę szkoły, ale na szczęście jutro piątek. Postaram się dodać w weekend jakiś rozdział, ale nie obiecuje, bo chciałam go spędzić z przyjaciółkami. Zobaczy sie jeszcze w praktyce. 
Yym a tak btw u was też jest burza? Bo u mnie pada, grzmi i sie błyska jakos od 18-19, masakra... 
Mam nadzieje, ze rozdział sie spodoba. :) Zostawiajcie komentarze. Liczę na szczerą krytykę. Chcę wiedzieć co robię źle. :) 
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ :D

sobota, 12 września 2015

Rozdział 5




*Tydzień później. Dzień koncertu. Oczami Laury*
Obudziły mnie promienie słoneczne padające na moją twarz. Postanowiłam sprawdzić która godzina. Sięgnęłam po telefon i na wyświetlaczu ukazała się 8:14. Przypomniałam sobie, że na 9:30 ma przyjść moja nowa guwernantka, po pani Elsie nie wytrzymała ze mną psychicznie i odeszła. No coż.. Wstałam szybko, co było złym pomysłem, ponieważ zakręciło mi się w głowie ( ja mam tak zawsze ja szybko wstane xd~ od aut.). Usiadłam chwilkę na skraju łóżka i po kilku sekundach było już wszystko okey. Ruszyłam w stronę mojej garderoby i wybrałam taki oto zestaw:
Udałam się razem z nim do łazienki, tam napuściłam wody do wanny, wrzuciłam jedną z moich ukochanych kulek, które się rozpuszczają i tworzą pianę o zapachu wanilli. Posiedziałam tak około 20 minut, spłukałam z siebie resztki piany i wyszłam z wanny, owijając się ręcznikiem. Wmasowałam w skórę balsam również o zapachu wanilli ( ja po prostu kocham ten zapach~od aut.), ubrałam się, podkręciłam włosy na lokówce i zrobiłam lekki makijaż. Następnie udałam się do kuchni w celu zjedzenia śniadania i oczekiwaniu na moją nową nauczycielkę. Punt 9:30 rozległ się dzwonek do drzwi. Nigdzie w pobliżu nie było Olgi, więc postanowiłam, że sama je otworze. Moim oczom ukazała się średniego wzrostu kobieta, O delikatnych rysach twarzy i dość długich ciemno brązowych, lekko pofalowanych włosach. Na moje oko miała tak gdzieś ze 40 lat.
-Dzień dobry. - przywitałam się z lekkim uśmiechem - Pani przyszła tutaj w celu pracy?
-Tak, ty jesteś pewnie Laura?
-Tak. Proszę wejść.- I otworzyłam szerzej drzwi. Tata jest u siebie w gabinecie. Tym korytarzem,  2 drzwi po prawej.
-Dobrze dziękuje.- I udała się do gabinetu, za moimi wskazówkami.

Nie minęło 15 minut jak do salonu wszedł tata razem z tą kobietą.
-Lauro, poznaj proszę twoją nową nauczycielkę, panią Alise.
-To może zaczniemy od razu?-spytała pani Alisa
-Tak, może być.-odpowiedziałam natychmiast
-To na początek, matematyka.
I udałyśmy się w stronę jadalni, bo to tam zwykle się ucze.
Lekcje skończyłyśmy o 12:30, moja nowa guwernantka wyszła z domu, a ja udałam się do pokoju odnieść książki i wziąść torebkę, ponieważ za 10 minut jestem umówiona z Rydel na zakupy. Musimy znaleść sobie idealne sukienki na ich koncert. Wyszłam z domu i szybkim krokiem udałam się do domu moich sąsiadów. Zapukałam lekko w drzwi i gdy się otworzyły ujrzałam blondyna wyższego ode mnie prawie o 2 głowy,najprawdopodobniej w moim wieku.
-Cześć, ja przyszłam do Rydel.Zawołasz ją?
Ale chłopak nie reagował...
-Halo, żyjesz? - Pomachałam mu ręką przed twarzą - Ziemia do blondyna!
-Yyy co? Aaa... tak już wołam. RYDEL! A tak w ogóle jestem Ross.
-Laura!-Usłyszałam jak ktoś krzyknął moje imię zza pleców blondyna.
-Taaak właśniee.. - No a tym ktosiem był nie kto inny jak Rydel.
-Cześć kochana-mocno mnie przytuliła- Idziemy?
-Tak, jasne, już idziemy.- dopiero teraz zauważyłam, że przez ten cały czas wpatrywałam się w piękne czekoladowe oczy Rossa...No ale trzeba się w końcu ocknąć - Yym właśnie, David się uparł, że nas zawiezie do tego centrum, tak więc zapraszam do środka.- wskazałam na czarnego mercedesa.
Jechaliśmy przez około 15 minut, cały czas rozmawiając z Rydel, do którego sklepu najlepiej pójść, żeby nie stracić cennego czasu. W końcu na znalezienie idealnego zestawu miałyśmy tylko 4 godziny!
Po 3 godzinach chodzenia po sklepach, przypomniałam sobie, że tam gdzie kupiłam sukienkę na urodziny, było też mnóstwo innych równie ślicznych. Natychmiast pociągnęłam Delly za rękę, i biegiem udałyśmy się do tego sklepu.
Gdy tylko weszłyśmy do środka, w oczy rzuciła mi się sukienka idealna do Rydel.
-Hej Delly, spójrz. Może być?
-Jasne! Jest świetna. Dobra, ja lecę ją przymierzyć, a ty mogłabyś mi jeszcze wybrać do tego jakieś buty czy coś? A później już razem poszukamy czego dla ciebie.
-Okey. - No i ruszyłam w poszukiwaniu butów, nie zajęło mi to dużo czasu, bo już po chwili stałam przed drzwiami przymierzalni, czekając aż Rydel pokaże się w sukience.
- No i jak wyglądam?
-Ślicznie, masz przyniosłam ci buty i do tego dobrałam taką białą jeansową kurteczkę.
-Dzięki, dobra ja się przebieram i idziemy szukać kiecki dla ciebie.
-Okey.
Po 5 minutach wyszła i poszłyśmy w stronę wieszaków. jako, że ma być to impreza na plaży, szukałyśmy, czegoś luźnego i niezbyt przytłaczającego. Po pewnym czasie znalazłam idealną sukienkę, dobrałyśmy jeszcze dodatki i z naszymi kreacjami udałyśmy się do kasy.
Ja kupiłam taki zestaw:
 (Bez tych pierścionków~od aut.)



A Delly taki:


Jesteśmy już w samochodzie i jedziemy w stronę naszych rezydencji.
-Może wpadniesz teraz do mnie, razem się wyszykujemy?
-Niee, nie mogę. Znając życie będę pewnie musiała pomóc moim braciom.
-Aa no chyba, że tak. Dobra, do to koncertu?
-Do koncertu. - I wysiadła z samochodu.- Już mieliśmy odjeżdżać jak drzwi ponownie się otworzyły.- Laura, bym zapomniała. masz tutaj bilety VIP na kocert i wejściówki za kulisy.
-Dzięki.
*1,5 godziny później*
-Laura pośpiesz się!-krzyczał z dołu mój tata- bo się spóźnisz na ten cały koncert!
-Już, już idę.
Zeszłam na dół i wsiadłam do samochodu.
-David?-zaczęłam
-O co chodzi?
-Miałabym do ciebie prośbę.
-A jaką dokładnie?
-Taką mućupeńką- pokazałam na palcach, wielkość tej prośby ( jak kolwiek to nie brzmi, raczej wszyscy wiedzą o co chodzi xd~od aut.)- Gdy już tam będziemy, mógłbyś stanąć, gdzieś z boku, tak żeby nie było cię zbytnio widać? - zrobiłam maślane czka
-No nie wiem, a co Damiano się dowie?
-Nie dowie dowie się.
-A jak będzie dzwonić, to powiesz, że nic nie słyszysz i zadzwonisz później, albo że poszłam dajmy na to do łazienki. W razie czego biorę całą winę na sobie. To co ty na to?
-No dobrze.
-Dziękuję, jesteś kochany!
*15 minut później, miejsce koncertu*
Gdy byłam na miejscu, pokazałam wejściówkę ochroniarzowi. David był na tyle miły, że został w samochodzie, ale jakby się coś działo mam natychmiast dzwonić. Kochany jest.
Akurat przyjechałam w takim momencie, że jeszcze nikogo nie było, więc od razu udało mi się odszukać Rydel.
-Laura! Cześć!
-Hej.
-Przedstawiam ci moich braci: Rikera, Rocky'go, Rossa i naszego przyjaciela Ellingtona.
-Cześć, jestem Laura.- Nic. Zero reakcji. - Halo żyjecie?- też nic.
-Halo! Ziemia do idiotów!- Rydel ma naprawdę potężny głos.
-Nie dżyj się tak! - powiedzieli wszyscy jak greckim chórem.
Po Rydel widziałam, że zaraz by eksplodowała gdy jakiś facet nie krzyknął, że za minutę wchodzą.
-Dobra, Laura my idziemy już na scenę a ty dołącz do moich przyjaciółek: Vanessy i Veronicki.
-Okey. 
Noi poszłam do sektoru dla VIP, a tam ujrzałam szatynkę i brunetkę. To pewnie one.
Koncert trwał 2 godziny i na prawdę dali czadu! 
-Wow!-Jedyne co udało mi się wydusić.- To było po prostu... Wow!
-A dziękujemy, cała przyjemność po naszej stronie.- wyszczerzył sie Ross
-Zapamiętam to sobie na przyszłość. - rownież sie uśmiechnęłam.
-Hej, może pójdziemy wszyscy razem na pizzę? Bo jestem mega głodna.- Ni z tąd, ni zowąd pojawiła się Delly.
-Ja raczej nie będę mogła, ale wy śmiało idźcie.
-Nie,nie,nie. Bez ciebie to nie to samo. O! Mam pomysł! Choćmy do nas, rodziców nie ma, obejrzymy jakiś film i zamówimy tą pizzę, no a ty możesz powiedzieć, że nocujesz u Rydel. No nie daj się prosić.- Zrobił te swoje szczenieczę oczka a ja zmiękłam.
-Zgoda.

**************
No nareszcie skończyłam. Miałam sporo pomysłów na ten rozdział, ale żaden nie wydawał się odpowiedni. Włączyłam sobie moją ulubioną piosenkę R5 "Heart Made Up On You" i sie udało! Magia!  

A tak z innej beczki oglądacie "Must be the music?" Jak występowała ta cała Samanti czy  jak jej tam, to prawie się popłakałam ze śmiechu. Ale szczerze powiem jak na faceta nieźle chodzi w szpilkach, prawie lepiej ode mnie xd 

Liczę na to, że ktoś zostawi komentarz, to mnie na prawdę motywuje :)





piątek, 11 września 2015

Rozdział 4

Rozdział 4

Ten rozdział również chciałabym dedykować Rikeroholic  . Dziękuję kochana, że cały czas komentujesz :)

 *Oczami Laury*
-Halo? Tato? Słyszysz mnie? Mogę iść?
-Co?Yy.. Nie.Nie możesz iść.  
-Ale dlaczego niby? Nic mi się nie stanie.
-Nie! Nie pozwalam. Rozumiesz? I lepiej będzie jak przestaniesz się kolegować z tą dziewczyną. To nie jest odpowiednie towarzystwo dla ciebie. A teraz przeproś koleżankę, i poproś żeby już wyszła.- I wszystkie oczy skierowały się teraz na nas... No tak, kto by się spodziewał innej odpowiedzi...  
-Tato, jakbyś nie zauważył, ta kolanka stoi tuż koło mnie i nie, nigdzie nie wyjdzie. Zresztą dlaczego nie chcesz mnie puścić? Nigdzie nigdy nie pozwalasz mi z nikim wyjść, nawet do szkoły nie chodzę! Powiedz mi dlaczego taki jesteś, co?! Ja rozumiem martwisz się, Ale no bez przesady..
-Laura nie dyskutuj. Nie chce po prostu, żeby stała ci się krzywda...
-Większa krzywda dzieje mi się, jak się całymi dniami siedzę w domu. Uświadom sobie że nie nie jestem już małym dzieckiem. Jestem DOROSŁA!
-Co tu się dzieje? - Jeszcze tutaj Jane brakowało...
-Moja córka postanowiła się zbuntować przeciw własnemu ojcu.. - No pięknie teraz to ja jestem ta zła..
-A co takiego tym razem zrobiła?
-Chce iść na jakiś koncert zespołu, w którym gra, ta oto tu młoda dama..
-Nie wydaje mi się, żeby to był taki wielki problem.. - Od kiedy ona się tak za mnie wstawia?
-Ale dla mnie to jest problem. Nie życzę sobie żeby moja córka słuchała takiej muzyki.
-Przepraszam że przeszkadzam. - Wtrąciła Delly. - Ja rozumiem, że martwi się pan o córkę, jednak mogę przysiąść na wszystko, że włos jej z głowy nie spadnie. - Ojj chyba źle zrobiła - Zresztą nawet nie wiem pan, jaką muzykę gramy. Co pan na to, żebym puściła panu kilka naszych piosenek? - To teraz tylko czekać, aż tata wybuchnie..
-Dobrze, pokaż mi je- Co? On to powiedział spokojnym tonem, zbyt spokojnej. Co mi tu nie gra...
Spojrzałam na Rydel, i pobiegłam szybko po ich płytę którą od niej dostałam.
Po minucie byłam już na dole z płytą, laptopem i włączyłam jedną z ich spokojniejszych piosenek "One Last Dance". O dziwo tata poczekał do końca trwania utworu i już miał coś powiedzieć, ale przerwała mu Jane:
-Kochanie choć, może przedyskutujemy to razem, na spokojnie w gabinecie?
-Dobrze - I wyszli...
 *Po 10 minutach*
Usłyszałam dzwięk zamykanych drzwi, i tupiących obcasów na schodach.
- A więc Laura.. - zaczął tata - dobrze, możesz iść ale.. - i tu nie skończył bo rzuciłam mu się na szyję
-Dziękuję!
-Ale...- no tak zawsze jest jakieś ale- Ale, David pójdzie tam z wami i będzie miał na ciebie oko, dobrze?
-Dobrze, niech już będzie.
-A teraz idźcie się bawić. Rydel tak? - I tu skierował pytanie do Delly
-Tak- Natychmiast mu odpowiedziała
-Twoi rodzice mówili o której masz się stawić w domu?
-Nie proszę pana, jednak i tak jest już późno, więc będę powoli zbierała się do domu.
-Dobrze. W takim razie David cię odwiezie.
-Nie naprawdę nie trzeba. Mieszkam tutaj na tej ulicy.
-Tak? A dokładniej w którym domu?
-902013 proszę pana.
-O proszę sąsiadka zza płotu. A twoi rodzice to nie czasem Mark i Stormie?
-Taak, a zna ich pan?
-Tak, to znaczy przyjaźniliśmy się jak Laura była malutka, później się przeprowadziliśmy i kontakt się urwał. Pozdrów ode mnie rodziców.
-Dobrze, pozdrowie, a teraz naprawdę będę już szła. Dowidzenia, pa Laura!
-Dowidzenia.
-Pa!- krzyknęłam jak była już przy wyjściu - I do zobaczenia! 

*Oczami Rydel*   
Tata Laury, rzeczywiście jest lekko nadopiekuńczy, jednak pomimo to wydaje się miły. Jestem tylko ciekawa dlaczego rodzice nic mi nie mówili, że się znają, no ale to mi sami zaraz wyjaśnią, tylko żeby jeszcze nie spali...
Będąc przed domem, zauważyłam że wszędzie świeci więc, śmiało weszłam do środka nie martwiąc się, że kogoś obudzę.
-Już jestem !
-I jak było?- usłyszałam spokojny głos mamy dobiegający z salonu, a tuż po nim bieg stada małp, zmierzających w moim kierunku.
-Właśnie jak było? - zaczął Riker
-No mów, jaka ona jest?Brunetka, blondynka? Ładna chociaż? I właśnie jak jej ojciec?- tu wtrącił Ross
- No mów już!- No tak Rocky i jego cierpliwość...
-I najważniejsze przyjdzie na koncert? O i jest i Ell, jakby go mogło zabraknąć? Przecież nasz dom to jego drugi..
-Spokojnie, zaraz wam wszystko opowiem, tylko dajcie mi chociaż buty zdjąć, bo mi zaraz nogi odpadną!
-Dobra- powiedzieli wszyscy razem, jak jeden mąż
Po zdjęciu moich szpilek udałam się do salonu i ciężko opadłam na kanapę.
-O matko jestem wykończona..
-No dobra, ale mów jaka ona jest?- No tak chwili nie dadzą odpocząć
-Już, już. No to jest bardzo miłą dziewczyną...
-No to nie ważne, ważniejsze czy ładne-no tak tylko to się liczy
-Daj mi dokończyć, jest bardzo ładną i miłą brunetką...
-A jak jej rodzice?- Nawet tata mi nie da dokończyć
-Raczej jak jej ojciec. Mama nie żyje.
-Ojej, nie wiedziałem
-Raczej wiedziałeś
-Co? O czym ty mówisz?
-No jej tata kazał mi was pozdrowić, i powiedział, że kiedyś jakoś dawno temu się przyjaźniliście, ale kontakt wam się urwał jak wyjechali
-A przypomnij mi proszę jak się nazywa jej tata?
-Damiano Marano
-O boże, czemu nie mówiłaś że Laura jest córką Damiano?
-Ale teraz to ja nie rozumiem, o czym ty mówisz?
-To dość długa historia. Rzeczywiście przyjaźniliśmy się kiedyś, ale po śmierci jego żony, zabrał córkę, wyjechał z kraju, zerwał kontakty ze wszystkimi znajomi jak i rodziną i tyle go widzieliśmy.
Pamiętasz, miałaś wtedy jakieś 6 latek, chodziliśmy wtedy do tego parku niedaleko i Ross zawsze bawił się z taką uroczą brunetką w jego wieku? No to właśnie byli oni...
-O no rzeczywiście coś sobie przypominam.
-No dobra, koniec tych wspomnień.- Wtrąciła mama - To jak Laura przyjdzie na koncert?
-Tak, ale nie sama...
-Co?! To ona ma chłopaka?- O Rossy jesteś zazdrosny?
-Niee, nie ma chłopaka
-Ufff.. To z kim przyjdzie?
-Tata pozwolił jej iść pod jednym warunkiem. Musi z nią iść taki ich jakby przyjaciel, doradca ojca i "szofer" w jednym.



**********************
I jest kolejny rozdział,  miałam jeszcze coś dopisać, ale komputer się przegrzewa i co chwilę przerywa mi się pisanie. Jak kolwiek normalnie to brzmi xd No ale cóż, złośliwość rzeczy martwych.
Jutro rano najprawdopodobniej kolejny rozdział.
Zapraszam do komentowania, to mnie naprawdę motywuje :)