15 sierpnia 2014r.
Z Laurą już jest lepiej. Właśnie od niej wracam. Dziś prawie ją pocałowałem, jednak na szczęście w odpowiednim momencie się ocknąłem. Gdyby doszło do pocałunku, zapewne znienawidziła by mnie, myśląc że jestem taki sam jak tamten sku***syn. A tego bym sobie nie darował. Wolę już być dla niej tylko przyjacielem niż zeby myślała, że jestem kolejnym napalonym idiotą, który chce ją wykorzystać. Co to to nie. Nie jestem taki i nigdy nie zrobiłbym czegoś czego ona by nie chciała.
Postanowiłem, że przejdę się do parku. Usiadłem na ławce i zacząłem rozmyślać nad...tak naprawdę... nad całym moim życiu. Wyliczyłem od początku.
Nazywam się Ross Lynch.
Mam 21 lat.
Mam wspaniałe rodzeństwo: Riekera, Rocky'ego, Rylanda i Rydel.
Moi rodzice to Mark i Stormie Lynch.
Razem z moim rodzeństwem i naszym najlepszym przyjacielem, a zarazem mężem Rydel- Ellingtonem tworzymy świetny zespół R5.
Rieker jest mężem siostry Laury- Vanessy.
Mają dziecko.
1,5 roczną córeczkę- Savannę.
15 lat temu poznałem Laurę.
Na placu zabaw.
W tym parku.
Jest to moja najlepszą przyjaciółką.
Została zgwałcona miesiąc temu.
Przez mojego byłego przyjaciela- Josha.
Jej byłego chłopaka.
Wtedy uświadomiłem sobie jak bardzo ją kocham.
Że nie potrafię bez niej żyć.
Muszę porozmawiać z Rydel!- krzyknąłem w myślach i pobiegłem do jej domu. Droga zajęła mi 15 minut. Po przejściu przez próg domu dobiegły mnie ciche dźwięki z kuchni. Pewnie tam jest. Z pewnością jest sama. Ellington boi sie tam wchodzić od czasu gdy dostał przypadkiem patelnią, bo przeszkodził jej w czymś tam(już nawet nie pamietam) , no a miała wtedy TE dni. Skąd wiem kiedy ma TAM "Morze Czorwone"? No cóż jest moją siostrą, znam ją na wylot. Wbiegłem szybko do kuchni nie patrząc nawet czy ktoś jest razem z Rydel, co okazało się być błędem i po prostu krzyknąłem na całą kuchnie.
-Ja się w niej zakochałem!- dopiero teraz spostrzegłem, że w kuchni oprócz Delly jest jeszcze Laura. Ups..
-No nareszcie braciszku! Ja wiedziałam to od kąd się poznaliście!
Byłem lekko speszony, jednak kątem oka zauważyłem, że Laura posmutniała.
-A w kim się zakochałeś?- Teraz byłem już pewny. Ona na prawdę była czymś przybita. Przez moment wachałem się co odpowiedzieć. Rydel popatrzyła się na mnie i wyszła z kuchni. Wiedziała o co mi chodzi. Po chwili przybliżyłem się do brunetki na tyle blisko, że dzieliły nas centymetry objąłem jej twarz w swoje dłonie i szepnąłem
-W tobie Lau. W tobie.- Ona popatrzyła nie mnie chwilę po czym złożyła na moich wargach delikatny ale pełen uczyć pocałunek. Od razu go odwzajemniłem. Po chwili jednak oderwałem się od niej i oparłem swoje swoje czoło o jej.
-Kocham cię Lauro.
-Ja ciebie też Ross.
15 sierpnia 2016r.
Jesteśmy z Laurą naprawdę szczęśliwą parą. Bardzo ją kocham. A ona mnie. Już nie traktuje mężczyzn na dystans tak bardzo jak 2 lata temu. Wtedy przyspieszała kroku, ściskała mnie mocniej za dłoń, chowała sie za moimi plecami nawet gdy jakiś starszy pan pytał sie nas która godzina. Nadal widzę strach w jej oczach, jednak jest lepiej. Dziś, w naszą rocznicę, przygotowuję dla niej romantyczną kolację. U niej w domu. Jej rodzice sami mi to zaproponowali. Obiecali nawet, że nie wrócą przed wschodem słońca następnego dnia. Mówiłem im, ze to nie bedzie konieczne bo z pewnością do niczego nie dojdzie. Nie chcę jej do niczego zmuszać, a ona sama pewnie ma jeszcze traumę. Jednak się uparli. No cóż. Mam nawet dla niej niespodziankę. Laura wie tylko o tym, że ma iść z Rydell na zakupy. Za to zadaniem Delly jest zmuszenie w jakiś sposób Laury aby przebrała sie, umalowała itd. itp. u niej w domu, a potem przyprowadzenie jej tu. Błagam żeby się udało!
*15:45*
Z siostrą umówiłem się, że przyprowadzi ją o 16. Mam 15 minut. Chodzę cały zdenerwowany po domu. Poprawiam wszystko by było idealnie. Przecieram chusteczką sztućce i kieliszki do wina aby nie było ani jednej smugi. Robię to po raz 9! Sprawdzam czy spaghetti jest gotowe. Jeszcze jakieś 3 minuty. Spaghetii to ulubione danie Laury. Pani Marano nawet pomogła mi je przygotować tak jak najbardziej lubi ich córeczka. Dała kilka cennych rad na temat sposobu podania, czy miękkości makaronu. Za to pan Damiano pogroził mi że mam nie skrzywdzić jego kochanej córeczki inaczej bedzie miał na sumieniu jednego z blondynów. Jednak gdy zobaczył, ze cały pobledłem on powiedział, uwaga cytuje: "Przecież żartowałem, bedziesz wspaniałym zięciem", poklepał mnie po ramieniu i się uśmiechnął. Ma facet poczucie chumoru!
Obydwoje wyszli jakieś 3 minuty temu.
Chodziłem zdenerwowany jeszcze chwilę po salonie po czym na zegarze wybiła punkt 16. Drzwi do domu sie otworzyły a do środka weszła Laura. Wygladała naprawdę ślicznie. Miała na sobie śliczną czerwoną sukienkę do połowy uda, rozkloszowaną od linii talii z niewielkim dekoltem i rękawem 3/4. Na nogach miała czarne, na moje oko 10 centymetrowe, szpilki, a w ręce trzymała czarna kopertówkę. Jej długie włosy były dość mocno podkręcone, a makijaż nie był ani zbyt mocny ani za lekki. Twarz miała wykontórowaną, dało się dostrzec nie wielkie ilości różu i rozswietlacza. Oczy były lekko podkreślone czarną kredka, a załamanie przydymione cieniem tego samego koloru. Rzęsy mocno wytuszowane, a usta muśnięte krwisto czerwoną szminką. Kolejne pytanie, skąd niby facet może tyle o tym wszystkim wiedzieć, skoro większość nawet nie wie co to rozświetlacz czy róż? No cóż, moja siostra nie miała łatwo z 4 braćmi i Ellingtonem, dlatego gdy rodziców nie było w domu, a my cos przeskrobalismy, dostawaliśmy na prawdę surowe kary. A dokładniej karę. Zawszę tę samą. Nie obyło sie wtedy bez sprawdzenia do nas do domu sióstr Marano, które miały naprawdę świetną zabawę gdy stawaliśmy sie ich "królikami doświadczalnymi" i mogły testować na nas coraz to nowsze kosmetyki...
No ale wracając do teraźniejszości. Stałem na przeciwko Laury i widziałem ze jest w lekkim szoku. No, nie codziennie gdy wracasz do domu, on jest otwarty, chociaż nikogo miało nie być, w przedpokoju czeka na ciebie wystrojony i zabójczo przystojny blondyn, a w jadalni przyszykowana jest kolacja przy świecach. Jednak po niecałej minucie sie ocknęła i udała w stronę wyżej wymienionego pomieszczenia. Ja jako dżentelmen odsunąłem jej krzesło, tak by mogła usiąść i lekko je wsunąłem pod stół.
-Napijesz się może wina?
-Poproszę.
Nalałam jej do dużego kieliszka odrobinę czerwonej cieczy po czym udałem sie do kuchni aby przynieść nasze danie główne. Jedliśmy w ciszy jednak nam to nie przeszkadzało. Gdy zauważyłem, że już powoli kończy postanowiłem zrobic to co planowałem. Dobra stary. Uda ci się. 3 wdechy. 1. Wszystko bedzie dobrze. 2. Przecież cię nie wyśmieje. Kocha cię. 3. Wystarczy zrobić pierwszy krok, a potem już z górki. Dobra weź się w garść. Nie bądź baba. Jesteś twardy. Wszystko bedzie dobrze. Wstałem. Uspokój sie. Jest okey. Podszedłem do niej i klęknąłem na jedno kolano. Nie bój sie. Bądź facet. I cos w końcu powiedz bo klęczysz tak przed nią juz jakies pół minuty jak jakiś idiota!
-Lauro...- wydukałem. Nieco odważniej, dasz radę.- Jesteś najwspanialszą kobietą jaką kiedy kolwiek poznałem i kocham cię ponad życie. I nikt ani nic nigdy tego nie zmieni. Dlatego po uzyskaniu zgody od twojego ojca, mam śmiałość spytać: czy ty Laura Marie Marano, uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i wyjdziesz za mnie?- Nie powiem, bałem sie jej reakcji, jednak była taka na jaka skrycie oczekiwałem.
-Tak, wyjdę za ciebie!- wsunąłem jej delikatnie srebrny pierścionek na palec serdeczny prawej ręki, a ona rzuciła mi sie na szyje po czy delikatnie pocałowała. Jako, że nadal klęczałem wstałem na równe nogi nie odrywając się od mojej narzeczonej. Ahh jak to pięknie brzmi... Całowaliśmy się bardzo namiętnie. W pewnym momencie zrobiło mi się dość nie wygodnie, ponieważ mimo że miała szpilki i tak była prawie o głowę ode mnie niższa. Podniosłem ją lekko, a ona owinęła swoje nogi wokół moich bioder. Po chwili zaczęła rozpinać moją koszulę. Bałem się. Nie to, że bałem się samego stosunku czy coś,ale tego, że mogę ja skrzywdzić, że zrobię coś czego ona by nie chciała. Oderwałem się lekko od niej opierając swoje czoło o jej.
-Na pewno tego chcesz?
-Tak. Kocham cię Ross.
-Nie musisz w ten sposób tego udawadniać. Przecież wtedy, to co się stało...
-Nie muszę, ale chcę. Proszę nie żyjmy przeszłością. Ja się z tym pogodziłam. Chce żyć dalej. Dobrze?
-Dobrze.- Po czym pocałowałem ją bardzo namiętnie. Pragnąłem jej. A ona mnie. Powolnym krokiem udałem się w stronę jej sypialni cały czas mając ją na rękach.
*oczami Laury*
Z chwilą gdy wchodzimy do mojej sypialni w naszych pocałunkach czuć coraz większe porządnie. Wczepiam palce w koszulę Rossa. Blondyn ruszył w stronę łóżka i delikatnie mnie na nim położył, sam zawisnął nademną podtrzymując się rękami. Tak jak ja z uporem powtarzałam, że Ross jest kimś wartościowym, on zawsze z uporem powtarzał, że jestem silna, że mogę więcej, niż mi się wydaje. I choć nikt mnie tego nie uczył wiem, że na tym polega miłość. Jeśli jest prawdziwa, sprawia, że człowiek staje się kimś więcej, niż był, kimś więcej, niż wierzył, że może być.
A ta jest prawdziwa.
Ross gładzi moje włosy i wplata w nie swoje palce. Trzęsą mi się ręce, ale nie przejmuje się tym, czy to zauważy. Nieważne też, czy zobaczy, że przeraża mnie intensywność tych doznań. Zaciskam pieści na jego koszuli i przyciągam go bliżej. Z ustami przy jego ustach szepczę jego imię.
Zapominam, że Ross jest odrębną osobą. Czuję się raczej tak, jakby był częścią mnie, rownież niezbędną jak serce, oko albo ręka. Podciągam jego koszulę i zdejmuję mu ją przez głowę. Gładzę odsłonięte ciało jak własne.
Dłonie Rossa chwytają zamek od mojej sukienki i pomagam mu ją rozpiąć, ale nagle coś sobie przypominam: przypominam sobie, że jestem chuda, płaska i chorobliwie blada. Odsuwam się. Ross patrzy na mnie, ale nie z wyrzutem, tylko tak jakby poza mną nie było wokół nic, na co warto by patrzeć. Ja też przenoszę na niego wzrok, ale to co widzę, tylko pogarsza moje samopoczucie. Ross jest niesamowicie przystojny i wysportowany. Przed chwilą byłam przekonana, że idealnie do siebie pasujemy, i może faktycznie tak jest, ale tylko w ubraniach.
Ale on spogląda na mnie tym samym wzrokiem.
Uśmiecha się, delikatnie i nieśmiało. A potem obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. Pochyla się, całuje mnie w brzuch i szepcze: "piękna".
A ja mu wierzę.
-Kocham cię, wiesz?- mówię.
-Wiem.
Delikatnie palcami muskam każdą część jego nagiego torsu. Jest silny, gibki, zdecydowany.
I mój.
Odnajduję jego usta.
Tak się bałam, że jeśli zostaniemy razem, będziemy wiecznie się ścierać i że w końcu mnie to złamie. Ale teraz już wiem, że ja jestem jak ostrze, a Ross jak osełka.
Nie złamię się tak łatwo, bo jestem zbyt silna, a za każdym razem gdy go dotykam, staję się lepsza, nabieram ostrości.
*****THE END*****
Skończyłam OS, nareszcie! xd Dość długo nie wiedziałam w jaki sposób to skończyć, więc sięgnęłam z pomocą do książki, i przyznam się bez bicia, w większości cała scena z sypialni jest przepisana wlasnie z książki. Pozmieniałam tylko drobne szczegóły. Przeraszam, wiem, niektórym może się nie spodobać, ze nie ja sama, to napisałam, jednak no, za bardzo mi to pasowało do całości, zeby nie wykorzystać..
Tak jak zawsze mam nadzieje, że się spodobało i liczę na szczerą krytykę :)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ