piątek, 18 grudnia 2015

Rozdział 13

Wszystko wytłumaczyłam w notce pod spodem :)) 

Od jakichś dwóch dni cały czas pod moim domem stoi chodź jeden człowiek z kamerą. Zero prywatności! Ja rozumiem bardzo dobrze, że oni mają taką pracę i w ogóle... No ale żeby nie dać człowiekowi ani minuty spokoju?! Mój tata jest coraz to bardziej zdenerwowany. Z tego całego zamieszania musiał odwołać spotkanie z klientem. Ale Jane to chyba nie przeszkadza. Od zawsze lubiła jak robi jej się zdjęcia bądź udziela wywiadów. A ja? Nawet nosa nie wystawiam za próg domu. 
Siedzenie przed telewizorem i oglądanie mojego domu w roli głównej przerwał mi dzwonek telefonu. Chwile zajęło mi odnalezienie go pod kocem jednak po chwili odebrałam bez patrzenia kto dzwoni
*rozmowa telefoniczna*
-Halo?
-Laura? Cześć
-Ross? Skąd ty masz mój numer?-zdziwiłam się, jednak podejrzewałam od kogo mógł go wziąść
-Yyym no ten no-zaczął się jąkać 
-Od Rydel?
-Tak, od Rydel
-Kiedyś ją zabiję-wstchnęłam zrezygnowana- no ale skoro trudziłeś by zdobyć mój numer to zapewne nie dzwonisz na ploteczki. O co chodzi?
-Bo pomyślałem sobie, że może miałabyś ochotę wyjść dziś gdzieś dzisiaj ze mną? Na przykład na kawę? 
-Jasne czemu nie- starałam się wypowiedzieć te trzy słowa tak, by nie okazać poprzez mój głos zbyt wielu emocji, co było dość trudne, ponieważ w środku skakałam jak mała dziewczynka która dostała nową lalkę- to o której? 
-Może być tak o 15?- spojrzałam na zegar wiszący na ścianie: 13:28
-Powinnam się wyrobić
-To o 15 podejdę po ciebie
-Okey- już miałam się żegnać gdy przypomniałam sobie o jednej bardzo istotnej rzeczy- yym Ross?
-Tak?
-Bo jest taki maciupeńki problem
-Jaki?- głupio się spytał. Zaczynam mieć wrażenie, że kolor włosów ma duuuże zneczenie
-Nie zapomniałeś czasem, że pod moim domem kręci się cały czas telewizja? Aktualnie jeden z tych ich "cudownych" programików oglądam. Ale nie powiem, jeśli będę potrzebowała zdjeć domu na pewno zgłoszę się do nich. W genialny sposób wyeksponowali wszystkie walory tego budynku- zaśmiałam się co blondyn odwzajemnił
-Spokojnie, ja się tym zajmę. Poniekąd to przez nas masz ten problem. Chłopaki już szykują plan jak odwrocić ich uwagę. I uprzedzam: szykuj się na skandal. Podsłuchałem jak Rocky zaproponował, że razem z Ell'em wybiegną z domu w samych bokserkach 
-O Matko Boska. No to rzeczywiście idealnie odwróci uwagę fotoreporterów ode mnie- starałam się nie wybuchnąć śmiechem, jednak nie dałam rady i po chwili nie mogłam opnować śmiechu 
-Postaram się wybić im ten pomysł z głowy i wymyślić coś sensowniejszego. To co do zobaczenia?
-Do zobaczenia - uśmiechnęłam się, co za pewnie blondyn nie widział i wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Leżałam jeszcze chwilę na kanapie patrząc się w sufit i nie zdając sobie sprawy co się przed chwilą stało. Dopiero po jakiejś minucie to do mnie dotarło. Umówiłam się z Rossem! W życiu nie byłam szczęśliwsza. Skakałam, tańczyłam i biegałam po salonie piszcząc i podśpiewując przy tym jedną z niedawno usłyszanych prze zemnie melodii. Jednak nagle stanęłam jak wryta na środku pokoju zdając sobie z czegoś sprawę. Mam TYLKO 1,5 godziny by wyglądać ja co człowiek, a na dodatek nie mam się w co ubrać! 
Szybko pobiegałam na górę i wparowałam jak wicher do mojego pokoju a następnie do łazienki.
Pierwsze co to wzięłam prysznic i umyłam włosy. Postanowiłam, że je wyprostuje i . Następnie umyłam zęby i zrobiłam lekki makijaż. Puder, eyeliner, tusz i nude'owa pomadka. 
-W co ja mam się k...wa ubrać?! - krzyknęłam sama do siebie stojąc przed jedną z szaf. Długo rozmyślałam jaki zostaw pasowałby idealnie na taką okazje i po 15 minutach mnie olśniło. Minutę zajęło mi odnalezienie wszystkich potrzebnych części mojej dzisiejszej stylizacji. Podrowo różowy top crop, biała spódniczka, brązowe sandałki na koturnie i różowa zwiewna narzuta w kwiatki. 
Gdy zakładałam buty po całym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Piętnasta! 
Gdy wychodziłam z pokoju miałam tylko na dzieję, że mojego taty nie ma w domu. Dobra, zaufał Lynch'om, co nie oznacza, że pozwoli mi wyjść z którymś z chłopaków sam na sam bez serii trudnych pytań. A ja naprawdę chciałam tego za wszelką cenę. Już dwóch chłopaków tak wystraszył. Niestety moje modły nie zostały wysłuchane, ponieważ bedać w połowie schodów usłyszałam jak Ross mówi 
-Dzień dobry panie Damiano.

**********************
Tak, wiem, wiem
Teraz pewnie myślicie "ale przecież ja już to czytałam"..
O co chodzi?
O to, że przypadkowo usunęłam z bloggera ten rozdział i całe szczęście, że każdy rozdział zapisany mam dodatkowo w notatkach w telefonie i mogłam skopiować i dodac ponownie ;-;
MASAKRA JAKAŚ ;_;
Zaraz zabieram się za pisanie kolejnego rozdziału. Wiem miał byc wcześniej, ale wyszła taka niezbyt fajna sytuacja i nie miałam kiedy napisac :/ 

Mam nadzieje, że rozdział się podoba i zapraszam do komentowania :))





niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 12

 Rozdział dedykuję Alex_Rover, obecałam to jest ;*
Jeszcze dzisiaj postaram się dodać na wattpad'zie :)

*Tydzień później*
Na szczęście cała ta afera z Rydel ucichła i normalnie mogła wyjsc z domu. A kolacja? Całkiem ok. Tata z państwem Lynch duuużo rozmawiali. Przedewszyskim o tym co działo się u nich, jak i u nas przez te wszystkie lata. Chyba powinnam zmienić słynne powiedzenie "stara miłość nie rdzewieje" na "stara przyjaźń nie rdzewieje". Po raz pierwszy od nie pamiętnych czasów widziałam tatę aby z takim entuzjazmem z kimś rozmawiał. I bardzo mnie to cieszy. Przynajmniej ufa Lynch'om i wie, że z nimi bede bezpieczna. I nawet zaakceptował fakt, że grają w zespole. Naprawde jestem szczęśliwa. W końcu bede mogła wyjsc z przyjaciółkami na miasto bez obawy, że mój tata moze mieć co do tego inne zdanie. Dzisiaj nawet już planowałyśmy wyjsc z dziewczynami na podbój LA. To znaczy one planowały, a mnie "siłą" zmusiły bym poszła z nimi. Po długich namowach zgodziłam się. 
A teraz stoję przed szafą i kompletnie nie wiem w co się ubrać.. Postanowiłam, że zadzwonię do mojej najukochańszej sąsiadki.
*rozmowa telefoniczna*
-Rydel.. Błagam cię pomóż mi...
-Boże, kochanie co się dzieje? -wyraźnie dało się usłyszeć w jej głosie przerażenie 
-Nie mam się w co ubrać - wyjęczałam, udając ze lekko płacze 
-Hahahahahahah... Dobra, zaraz bede 
-Dziękuje, kochana jestes -powiedziałam entuzjastycznie 
-Wiem-odpowiedziała dumnie- dobra wezmę swoje rzeczy i bede u ciebie za 15 minut, ok?
-Oki! Dozobaczenia- I się rozlaczylam 

Rydel tak jak obiecała była u mnie po 15 minutach, a teraz podaje mi coraz to wymyślne stylizacje, bym zrobiła taki mały pokaz mody.. 
Po pół godzinie trwania naszej "zabawy" znalazłyśmy komplet idealny. Burgundowa rozkloszowa sukienka z rękawem 3/4 i czarne wysokie szpilki.
Delly pomogła zrobić mi jeszcze nieco mocnejszy makijaż. Gdy kończyłyśmy usłyszałyśmy dźwięk dzwonka do drzwi, a poźniej jak zostają one otawarte. Zapewne Olga wpuściła dziewczyny. Szybko zeszłyśmy na dół i przywitałyśmy się z towarzyszkami naszych dzisiejszych szaleństw.
Postanowiłyśmy, że pierwszym przystankiem będzie kawiarnia, bo wszystkie miałyśmy ochotę na jakieś pyszne ciasto. Postanowiłam, że wybiorę sobie nowość lokalu i zamówię tartę z pisacjami i białą czekoladą i waniliowe cappucino. Dziewczyny poszły w moje ślady i już po 5 minutach rozkoszowałyśmy się przepysznym połaczeniem orzechów i czekolady.
-Boże, to jest pyszne. -powiedziała Veronicka biorąc ostatni kawałek do buzi
-Muszę powiedzieć Oldze by mi taką zrobiła
-Tylko skąd przepis?
-Coś mi kiedyś wspominała, że jej przyjaciółka ma chyba wszystkie możliwe przepisy na tartę- uśmiechnęłam się.

Później chodziłyśmy jeszcze chwilę po mieście, by w końcu nasze nogi zaprowadziły nas pod wejście do najlepszego klubu w mieście. Jako że Delly znała ochroniarza nie musiałyśmy czekać w kolejce i od razu weszłyśmy do środka.Gdy tylko przekroczyłyśmy próg dało się wyczuć zmieszany zapach alkoholu, papierosów i potu. Cudem udało się nam przecisnąć pomiędzy tymi wszystkimi ludzi do baru i zamówiłysmy sobie po drinku. Więcej grzechów nie pamiętam.

*Następny dzień*
Pierwsze co zauważyłam po przebudzeniu się to to, że nie byłam w swoim łóżku o raz to, że nie byłam w nim sama. Przestraszona szybko podniosłam się do pozycji siedzącej, jednak po chwili nie co się uspokiłam, gdy zobaczyłam kto śpi obok mnie. Jego potargane blond włoski tak uroczo opadały mu na czoło.
-Już się obudziłaś? - powiedział półprzytomny, mając nadal zamknięte oczy
-Tak Ross, już się obudziłam. Ale wytłumacz mi co ja tu robię?
-Hmm no cóż.- usiadł i przeciągnął się- można powiedzeć, że z dziewczynami nie co zaszalałyście. Jakoś po 4 Zadzwoniłyście do nas z prośbą żebysmy po was przyjechali. Nie chciałem byś miała kłopoty u taty o to że wracasz do domu ledwo trzmająca się na nogach, zwłaszcza, że dopiero co nam zaufał więc postanowiłem napisać mu z twojego telefonu SMS-a, że nocujesz u Rydel i zabrać cię do nas.
-No dobrze, ale dlaczego śpię z tobą u ciebie w pokoju?
-A nie wiem, tak jakoś wyszło
-Okeej- przeciągnęłam się przypadko zrzucając coś ze stolika nocnego, co wywołało silny ból głowy. Nie uszło to chyba uwadze blondyna
-Boli głowa?
-Jak cholera- schylił się do szafki nocnej po jego stronie, po czym wysunął szufadę i wyjąć z niej jakieś białe opakowanie, które po chwili mi podał.
-Trzymaj- spojrzałam na pudełko i przeczytałam nazwę leku "Ibubrom". O jaki on kochany
-Dziękuję, ale jeszcze w... - nie dane mi było dokończyć po przed twarzą zobaczyłam 1,5 litrową butelkę wody niegazowanej
-Widzę, że chyba często miewasz bóle głowy? - uśmiechnęłam się i połknęłam lek.
-Czasem się zdarza. Chodź na śniadanie. - wstał po czym podał mi rękę bym ja również mogła wstać.
-Może najpierw się ogarnę, co? -spytałam rozbawiona- I tobie też bym radziła- dodałam po czym wyszłam z jego pokoju i udałam się do Rydel.

Popołudnie mineło nam spokojnie. Przedewszystkim na przypominaniu sobie wydarzeń z ostaniej nocy. W pewnym momencie do domu Lynch'ów wbiegł zmęczony Ellington i szybko chwycił pilota od telewizora. Na początku nie wiedziałam o co chodzi, jednak po chwili wszystko okazało się jasne. Szatyn przełączył na jeden z programów plotakrskich na którym jakaś dziennikarka dokładnie opisywała nasze wczorajsze wyczyny. Wygladało to tak jakby kamery chodziły za nami krok w krok. Pokazane było wszystko. Jak jemy tartę, jak włóczymy się po ulicach miasta, jak idziemy do klubu. Oni wiedzieli o ty co robiłyśmy więcej niż my same!
-"Już wiemy kim jest nowa przyjaciółka zespołu. To nie jaka Laura Marano. Córka jednego z najlepszych architektów w kraju Damiano Marano i zmarłej przed kilkonastoma laty sławnej na całym świecie piosenkarki Ellen Marano. W jaki sposób zespół poznał się z młodą Marano? Oraz czy między nią, a głównym wokalistą zespoły Rossem Lynch'em jest coś więcej niż tylko przyjaźń? To wszystko i jeszcze więcej już wkrótce".


******************
Mam nadzieję, że rozdział jest choć trochę dłuższy niż poprzednie, ale jeśli nie to bardzo przepraszam.
Postanowiłam, że każdy rozdział będzie mniej więcej takiej długości, ale będę one dodawane dwa razy w tygodniu, co wy na to? ^^
I uwaga, uwaga możecie się zacząć cieszyć, bo nudne i o niczym rozdziały zostawiamy za sobą i już niedługo zacznie się wszystko dziać :D

Mam nadzieję, że się podoba i zapraszam do komentowania :)






sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 11

Rozdział dedykuje Rikeroholic. Chociaż rozdziały są coraz krótsze i nudniejsze, oraz czasem zdarza mi sie nawet napisac go ty zawsze komentujesz i jestes ze mną od początku. Dziękuję ;*

-No i widziecie jak tu ładnie? A mozna było tak od razu? Uniknelibyście kary. -uśmiechnęła się głupio, a oni patrzyli na nią przerażeni. 

-Wiecie dziewczyny co mi się marzy? Maasaż, a potem cały dzień w centrum handlowym, co wy na to? 
-Dobrze myślisz Delly-uśmiechnęłam się lekko
-No to co chłopcy, czekamy na was na tarasie, ty rownież tato. A mamie mówicie, że to tak sami z siebie. Za to że zrobiła wam śniadanie, zrozumiano? -Pokiwali energicznie glowami, a poszłyśmy na taras. 

Na szczęście pani Stormie nic nie podejrzewała i uwierzyła, że to tak sami z siebie wymyślili. 

Masaż trwał może 15 minut? Stwierdziliśmy, że Rydel bedzie masował Ell, Rikerowi to zbytnio sie nie podobało, ale jak usłyszał, ze mu "przypada" Vanessa juz nic nie mówił. Panią Stormie pan Mark, Veronickę Rocky, a mnie Ross. I nie wiem jak tam dziewczyny, ale powiem szczerze ze blondyn sie spisał. 

-No tego mi było trzeba. Chłopcy jakie macie plany na popołudnie? 
-Planowaliśmy isc na plaże, a co?
-A nie niiic, po prostu myślałam ze z MIŁĄ CHĘCIĄ potowarzyszycie nam w zakupach.. - powiedziała tak by dokładnie zrozumieli o co jej chodzi, a pani Stormie sie nie domyśliła. 
-A tak, tak! Zapomnielibysmy! Z miłą chęcią siostrzyczko.
-Rydel cos ty im zrobiła? Oni przeciez nigdy nie zrezygnowaliby z wypadu na plaże, na rzecz łażenia kilku godzin po centum..
-A nie, nic mamuś, po prostu mi ci cos obiecali. Zreszta nieważne, nie przejmuj sie tym. 
-No doobrze
-To my idziemy pa! - i wyszliśmy wszyscy cała ósemką.
-Em to jak jedziemy? Bo wszyscy w jednym samochodzie się nie zmieszczą.. 
-To może tak: Pojedziemy dwoma samochodami. W jednym ja i Ell, w drugim Riker i Vanessa, w trzecim Ross i Laura, a w czwartym Veronicka i Rocky, ok?
-Oki! - krzyknęli w tym samym czasie wszyscy mężczyźni i ruszyli w stronę garażu, by po chwili z niego wyjechać. Moim oczom ukazały się cztery przepiękne, czarne Nissany Skyline'y (dokładnie nie wiem jaki model). Jejku mogliby chociaż inne kolory wziasc. (Dlaczego aż cztery? Z tego co wiem w tego typu samochodach nie ma wogóle miejsc z tylu i załóżmy ze tym razem tez tak jest xd ~od aut) 

Z jednego z nich wysiadł Ross i otworzył drzwi od strony pasażera tak bym mogła wsiąść. Co za gentelmen. Droga zajęła nam parę minut i już parkowaliśmy na parkingu przed centrum. 
-Dobra dziewczyny wy idźcie na te zakupy, a my tu posiedzimy albo pójdziemy tu obok na kawę.-powiedział Riker
-O nie, nie, nie. Wasza kara polega wlasnie na tym abyście nam towarzyszyli (czytaj: nosili torby)
-Yhh, niech wam bedzie.. 

Zakupy mijały nam bardzo miło... No może nie wszystkim. Chłopaki wyglądają jakby co najmniej całe miasto obeszli, a chodzimy po sklepach dopiero od 3 godzin! 
-Długo jeszcze?
-Nogi mi odpadają
-Dziewczyny zlitujcie się
-Obiecuję już zawsze będziemy grzeczni tylko proszę dajcie gdzies usiąść chociaż na minutkę
-Oj nie marudźcie... O cholera! 
-Rydel co się stało?-Zdziwiłam sie
-Patrz jakie śliczne buty!-rzeczywiście były śliczne, ale trochę nie w moim stylu
-To idź i bierz je
-O tak na pewno beda moje.-uśmiechnęła sie promieniście, jednak po chwili jej twarz przebrała wyraz jakby zaraz miała kogoś zobaczyć. Szybko spojrzałam w te stronę co ona i zauważyłam jakaś dziewczynę idąca w stronę TYCH butów
-O nie, suka nie wie z kim zadarła...
*kolejny dzien*
-Rydel, mamy problem!-szybko weszłam do domu dziewczyny
-Co sie dzieje?-zeszła z góry zaspana
-Spójrz..-pokazałam jej gazetę "Rydel Lynch była widziana w centum  handlowym ze swoim rodzeństwem i przyjaciółkami. Jednak to co wydawało się zwykłym wypadem na zakupy skończyło się totalną katastrofą. Piosenkarka pobiła się z rówieśniczką o parę butów! Co wstąpiło w Rydel? Czy to dopiero początek wybryków gwiazdy? Czy młoda Lynch'ówna ma problemy psychiczne? Pozatym kim jest nowa przyjaciółka zespołu-urocza szatynka? Odpowiedzi na te pytania i jeszcze więcej już wkrótce (+zdjęcia)"
-Nosz cholera jasna! 

**********
Tak wiem, nadal jest dość nudno, ale Laura pojawiła się w jakiejś tam gazecie i to już jest początek "mojej wersji kryminału" XD

sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 10

-Nie wywiniesz mi się kochany. Marsz do kuchni pomóc swoim synom i przyszłemu zięciu.
-A...ale, to jest na prawdę ważne.
-Natychmiast! 
-Dobrzee..

Odkąd wyszli z jadalni minęło może 20 minut? Boże, ile można sprzątać kuchnię? Przecież jest ich tam pięciu, to nie powinno zajmować aż tak długo. O cholera! Ich jest tam aż pięciu! 
-Wiecie co, może ja pójdę tam do nich i sprawdzę jak im idzie.-powiedziałam i szybkim krokiem udałam się do kuchni. Po przekroczeniu progu pomieszczenia, zamurowało mnie. Ze zlewu wylewała się potokiem woda na płytki, gdzie znajdowała się już pokaźnych rozmiarów kałuża. Na samym środku tej "powodzi" leżało może sześć potłuczonych talerzy? Na ścianach widniało "arcydzieło" godne Picasso wykonane z... sosu czekoladowego?! Blat wyspy kuchennej cały był w bitej śmietanie, w ktorej leżał Rattlif.. A na podłodze, oparci o fronty szafek, siedzieła reszta "mężczyzn" w tym domu. Raczej dzieci... Stałam tak i nie wiedział co robić. W pewnej chwili drzwi się otworzyły i obok mnie stanęła Vanessa. Rownież, poczatkowo nie wiedziała co powiedzieć, ale zaraz się obudziła i krzyknęła:
-Veronicka! Rydel! Kod Czerwony! 
-Co tym razem.. O cholera!-pierwsza przyszła Veronicka- Dobra,wy dajcie kazanie tym matołom, niech doprowadzą tą kuchnię do porządku, uspokujcie Rydel, bo mam wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok, a ja tylko zrobię kawę i zaprowadzę panią Stormie może na taras, żeby nie usłyszała wrzasków Rydel.-jak powiedziała tak zrobiła i po pięciu minutach nie było już jej w kuchni. W chwili gdy usłyszałyśmy dźwięk zamykanych drzwi tarasowych Delly wybuchła. 
-Do jasnej cholery! Mieliście tu posprzątać, a nie zrobić jeszcze większy bałagan! Na chwile was zostawić samych! A ty tato?! Jaki przykład dajesz tym bachorom?! Do cholery jasnej wstawać natychmiast i sprzątać to pobojowisko!- oni chyba nic sobie z tego nie robili, bo owszem wstali, ale zrobili to tak od niechcenia.- Widzę, że po dobroci nic tu nie wskóram. W szeregu frontem do mnie zbiórka!! Jeden..!-krzyknęła tak głośno, że chyba całe LA ją słyszało. -..Dwa...!- zerwali się tak szybko, że Ell schodząc z blatu, o mało się nie zabił. Po chwili cała piątka stała koło siebie na przeciwko nas. Wyglądali na naprawdę przestraszonych. Rydel na ten widok, mimowolnie się uśmiechnęła. Chyba o to jej chodziło. Moje kąciki ust rownież lekko uniosły się ku górze. -No chłopcy, a więc teraz będziecie grzeczni i ładnie tu posprzątanie-powiedziała zbyt słodko, a oni myśląc ze już się uspokoiła pokiwali delikatnie głowami- Zrozumiano?!- krzyknęła, wywołując u naszych "mężczyzn" kolejne spięcie wszystkich mięśni. 

Ogarnięcie tego wszystkiego zajęło im około 20 minut. Oczywiście Delly, cały czas chodziła w kółko z białą rękawiczką i sprawdzała czy wszystko jest wysprzątane na tip-top. 
-No i widziecie jak tu ładnie? A mozna było tak od razu? Uniknelibyście kary. -uśmiechnęła się głupio, a oni patrzyli na nią przerażeni. 

*****
Dobra, możecie być na mnie w 110% złe, bo te rozdziały są coraz to krótsze i nudniejsze. Przepraszam. Ale obiecuje, jak tylko zacznę wprowadzać mój plan w życie bedzie o wiele ciekawiej. A teraz mam do was ogromną prośbę, mogłybyście pomoc wymyślić mi jakaś karę dla chłopaków? Tylko żeby była taka na prawde dobra XD

niedziela, 8 listopada 2015

"Księżniczka"-wattpad

Hej :)
Dzisiaj nie rozdział, ale mała promocja mojej "książki".
O co chodzi? A mianowicie o to, że jakiś czas temu ściągnęłam aplikację "wattpad",a od niedawna chodził mi po głowie pomysł na nowe opowiadanie i to właśnie tam postanowiłam je zamieścić. Dlatego jeśli lubicie czytać moje wypociny to proszę zajrzyjcie tam, miło by mi było :)
Historia nosi nazwę "Księżniczka", a ja nazywam się Kiiki00.
Jest to o losach zwykłej, niezbyt lubianej, amerykańskiej dziewczyny o imieniu Mia. Jednak w dniu jej 18 urodzin, całe życie wywróci jej się do góry nogami.
Jeśli ciekawi was, co się stało Mii serdecznie zapraszam :)
Tu macie link :)

czwartek, 5 listopada 2015

One shot (2)


-Ty szmato! 
-Ała, ała to boli! 
-Dobrze ci tak! Jesteś zwykła szmatą!- jeszcze mocniej zacisnął swoje dłonie na moich nadgarstkach.
-Puść mnie! 
-Zamknij się!- puścił na chwilę moje nadgarstki, jednak tylko po to, aby po chwili uderzyć mnie w twarz z całą siłą jaką ma, a ja upadłam i zaczęłam płakać.
-Ty nic nie rozumiesz!
-Czego tu nie rozumieć?! Że mnie zdradziłaś, zaszłaś w ciąże i przez 4 lata wmiawiałaś mi że to moje dziecko?!Widziałem te dokumenty ze szpitala, tam jasno i wyraźnie jest napisane, że nie jestem jej ojcem! - po tych słowach poczułam tylko jak zaczął mnie kopać po brzuchu, dostałam może trzy razy, gdy po schodach zeszła moja malutka córeczka. 
-Tatusiu, czemu kopiesz mamusię? 
-Nie jestem twoim ojcem, i nigdy nie waż się mnie już tak nazywać! A mamusia zasłużyła sobie na to!-Już chciał podnieść rękę na mojego skarba jednak ja na to w życiu nie pozwolę. 
-Zostaw ją! Rosie, idź na górę i poczekaj tam na mnie.- Ona natychmiast pobiegła do swojego pokoju, a ja resztkami sił się podniosłam. Ból w brzuchu był na prawdę okropny, jednak musiałam być silna.- Wyprowadzam się, nie bedę żyła po jednym dachem z damskim bokserem.- Wysyczałam przez zęby.
-A spierd***j! Tylko spróbuj komu kolwiek o tym powiedzieć, a zobaczysz, stłukę ci tą twoją śliczną twarzyczkę jak nigdy wcześniej!- przestraszyłam się jego słów, wiec natychmiast pobiegłam do pokoju mojej córeczki.
-Mamusiu co się dzieje? 
-Nie, nic kochanie. Po prostu się wyprowadzamy. 
-Ale dlaczego? I co ci zrobił tatuś?- zauważyłam ze po wypowiedzeniu ostatniego słowa, szybko zakryła usta ręką. Była taka przestraszona, widziałam to w jej oczach. Tak już dalej nie może być. 
-Nie bój się kochanie. A teraz chodź. - Uśmiechnęłam sie do niej, jednak wyszedł mi z tego taki bardziej grymas, ponieważ nadal bolał mnie brzuch. Naszczęście nasze rzeczy juz spakowałam jakiś czas temu. Tak na wszelki. Wyszłyśmy z domu. Na szczęście go nigdzie nie spotkałyśmy. Doszłyśmy do parku, jednak ból dawał sie coraz bardziej we znaki. W pewnym momencie nie mogłam juz dalej isc i usiadłam na ławce. 
-Mamusiu co się stało? 
-Nie nic kochanie. Po prostu boli mnie trochę brzuch. 
-To dlatego, że on cię kopał? 
-Tak to dlatego.- Popatrzyła się chwilę na mnie i mnie przytuliła. Poczułam jak jej łzy kapią na moją koszulkę. Mój mały aniołek. Nie pozwolę by cierpiała. 
-Wszystko bedzie dobrze kochanie. Wszystko bedzię dobrze.
Właśnie, tak na prawdę nie wiecie kim jestem i o co tu chodzi. 
A więc nazywam się Laura Marano. Mam 26 lat. 6 lat temu poznałam Finnick'a Odair'a.Rok pozniej zaszłam w ciąże. Ale nie z nim. Z moim dawnym przyjacielem. Tydzień po tym jak to zrobiliśmy wyjechał bez słowa. Gdy tylko urodziła się Rosie, wzięliśmy ślub. Finnick cały czas myślał, że to jego dziecko. Zresztą ja też. Jednak jakieś dwa tygodnie temu nie mogłam w nocy usnąć. Myślałam o tym co było 5 lat temu. Następnego dnia poszłam do szpitala zeby zrobic testy. Moje przypuszczenia sie potwierdziły. To nie było jego dziecko. Bałam sie mu to powiedzieć, jednak wiedziałam ze on sie kiedyś dowie. Bałam się. Wiedziałam do czego on jest zdolny. Kilka miesięcy temu zmarli jego rodzice. Załamał sie. Zaczął dość często wychodzić z kumplami do knajpy. Gdy wracał do domu, był niezłe podpity i denerwowało go byle co. Wyrzywał sie wtedy na mnie i Rosie. Bił nas. Chciałam od niego odejść ale sie bałam. W dodatku jestem z nim w ciąży. O cholera moje dziecko! Przeciez on mu mógł cos zrobić! 
Nagle poczułam jak brzuch boli mnie coraz bardziej. To było straszne uczucie. Zaczęłam krzyczeć.
-Laura?- Boże święty kto to moze byc? Nie powiem bałam sie. Jednak znałam ten głos. Po chwili namysłu przypomniałam sobie do kogo należy. 
-Va...Vanessa.- wydukałam. 
-Boże święty kochana co ci jest?-No tak nie co dziennie spotykasz swoją siostrę leżąca na ławce w parku z walizkami..
-Za...za...zawieź mnie do lekarza.-Ból coraz bardziej się nasilał.
-Rieker!- Co?! Cho**ra jasna! Ten Rieker?- Chodź tu i mi pomoż! 
Nie sprzeciwiałam sie jak blondyn brał mnie na ręce. Po około 10 minutach podjechaliśmy pod szpital. Chłopak wniósł mnie do środka i juz po chwili leżałam w szpitalnej sali. Lekarz dokładnie mnie badał. USG brzucha rownież. 
-Pani Marano mam dla pani smutną wiadomość. Poroniła pani.- po tych słowach nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony byłam zła ze ten idiota zabił mi dziecko. Jednak z drugiej cieszyłam sie. Nie wiem czemu, ale cieszyłam sie. Dziwne.
-Laura ty byłaś w ciąży? 
-Tak Vanessa byłam.- Chwile sie zastanowiłam czy jej to opowiedzieć, ona chyba to zauważyła. 
-Lau o co chodzi?
-Wiesz Vanessa.. muszę ci coś powiedzieć. - przełknęłam głośno ślinę zaczęłam powiadać jej cała historię. 
-Co?! Zabije drania! Zabije! Ale jak?! Przeciez nigdy gdy do was przychodziłam nie było widać, ze masz jakies ślady pobicia. Po Rosie tez nie... Ale czekaj, czekaj, ty powiedziałaś ze ten aniołeczek nie jest jego córka? Uff kamień z serca. Tylko czyje to dziecko? 
-Makijaż Van, makijaż. A Rosie starał sie tak bić zeby nie było nic widać. Ale zaraz gdzie ona jest?
-Poszła z Riekerem po gorącą czekoladę. Lau oni wrócili. ON rownież. Cały czas pyta o ciebie. 
-Dzwonił do mnie ostatnio. Ale nie odbierałam. Van... To on jest ojcem małej.- powiedziałam wachając sie lekko czy powinna to wiedzieć. A ją chyba zatkało.
-Allee, jak to? Lau czy ty chcesz mi powiedzieć ze to Ross jest jej ojcem?! 
-Tak Van, wlasnie to powiedziałam.
I w tej chwili do sali wszedł blondyn. Chyba wszystko słyszał.. 
-Laura to prawda? Zaszłaś w ciąże i nic mi nie mówiłas? Przecież gdybym wiedział to bym cię w życiu nie zostawił..
-To wiecie co, ja was chyba zostawię samych. Idę do Riekera i małej.- Van wyszła a ja zostałam sama z blondynem.
-Laura? Odpowiesz mi cos? 
-Co ja mam ci powiedzieć? Tak jestes ojcem Rosie. Zostawiłeś mnie, nie chciałam ci nic mowić...- i zaczęłam opowiadać mu cała historie, pod koniec nawet zaczęłam płakać-... to chciałeś wiedzieć?! Ze moje życie to jeden wielki błąd?! Ze wyszłam za damskiego boksera?! Ze zakochałam sie w moim najlepszym przyjacielu?!- On widząc to w jakim jestem stanie po prostu mnie przytulił. 
-Laura ja przepraszam. Widziałem jaka jestes szczęśliwa z nim. Nie chciałem ci tego niszczyć tylko dlatego ze ja rownież sie w tobie zakochałem..
Zdziwiłam sie jego słowami. Odsunęłam go od siebie lekko, spojrzałam mu w oczy i znów poczułam TO COŚ. Wpiłam się w jego usta. Zdziwił sie. Juz miałam sie od niego oderwać i zacząć przepraszać, ale on pogłębił pocałunek. Stał sie coraz bardziej namiętny. Nie zauważyłam nawet jak znalazłam sie na jego kolanach. Jednak ktoś musiał nam przerwać, a mianowicie Riker i Vanessa i moja kochana córeczka. No i oczywiście Rossa.
-Widze, ze wszystko sie wam dobrze układa. 
-Tak Riker, jest wszystko dobrze.-odpowiedział Ross, uśmiechnął sie do mnie lekko i pocałował w usta. Chcąc nie chcąc musiałam mu przerwać. Widać było ze jest zaskoczony. 
-Muszę ci blondynku kogoś przedstawić. Poznaj proszę naszą małą córeczkę. Ross to jest Rosie. Rosie, to jest twój prawdziwy tata Ross. 
-Mój ta..ta..-widziałam ze boi sie to powiedzieć, a to wszystko przez tego idiotę. 
-Kochanie nie bój. Nic ci sie nie stanie. Obiecuje ci to. Ross cie nigdy nie skrzywdzi. Wiem ze boisz sie mu zaufać. Ale zobacz ja siedzę mu na kolanach i nic mi nie zrobił. Ja mu ufam. To jest twój tata i naprawde cie kocha. Prawda Ross? 
-Tak. Rosie jestem twoim tatą. Wiem co robił wam ten, ten... Id... ten pan, ale ja kocham twoja mamę i ciebie. Nigdy cie nie skrzywdzę obiecuje na słowo harcerza. - wypowiadając ostatnie słowa lekko sie uśmiechnął i podniósł dwa palce do góry. Rosie zastanowiła sie przez chwilkę po czym zbliżała sie po woli do Rossa z wystawionym paluszkiem wskazującym.
-Tylko skrzywdzisz mamusię, a ten uśmieszek zejdzie ci z buzi.-Ross sie chyba lekko przestraszył, ale od kiedy ona używa takich słów? To wszystko przez tego idiotę. 
-Rosie! Nie wolno tak mowić. 
-Tak wiem, wiem. Tylko żartowałam! - I rzuciła się mu na szyję. Ah jak ja ich kocham. 
*3 lata pozniej*
Gdy tylko wyszłam ze szpitala Ross od razu namówił mnie abym poszła zgłosić to na policję. Byłam przerażona, jednak po jego namowach, zgodziłam sie. 
Miesiąc pozniej odbyła sie rozprawa sadowa. Finnick ma zakaz zbliżania sie do mnie i dostał rok w zawieszeniu na 4 lata. 
Z Rossem wzięliśmy ślub 2 lata temu. Rosie całkowicie mu zaufała i razem tworzymy wspaniała rodzinę, a ja jestem w 5 miesiącu ciąży :)
               
                  ***The End.***

***************

Napisałam to daaawno temu, jeszcze chyba nawet przed założeniem bloga (XD), ale jakoś cały czas odkładałam dodanie tego. A teraz tak leżę, bawię sie telefonem, wchodzę w notatki i znajduję to opowiadanie. Postanowiłam, że w końcu dodam, wymagał tylko kilku poprawek(błędy ortograficzne itp), a że na jutro nie musze sie nic juz uczyc to czemu nie. Mam nadzieję, że wam się  spodobało. 

Odwiedzajcie zakładkę "Zapytaj bohatera" i pytajcie o co chcecie, a co nie jest wytłumaczone w opowiadaniu. No chyba, że dopiero bedzie to wtedy trzeba uzbroić sie w cierpliwość :)

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 9.

~Przeczytajcie notkę pod rozdziałem. Bardzo ważne.~ 

-Oj przecież widzę co się dzieje między tobą, a Rossem. Tylko nie spieszcie się, mi to nie przeszkadza, ale twój tata nie bedzie zadowolony, że zostanie dziadkiem.
-Emm, przepraszam, ale pani chyba coś źle odebrała. My jesteśmy TYLKO przyjaciółmi. Zresztą znamy się ledwo dwa dni.
-Ja tam wiem swoje. Zobaczysz. Wspomnisz jeszcze moje słowa w przyszłości. No a teraz zabierajmy się do pracy. Mamy 7 głów do wykarmienia. A tak właściwie gdzie są Vanessa i Veronicka?
-Właśnie wstałyśmy.-powiedziały oby dwie przekraczając próg kuchni i zabrałysmy się do smażenia ciasta. Zajęło nam to około 20 i na stole stało już 10 talerzy z pysznym, parujacym daniem. Jedne były z bitą śmietana i czekolada, inne z owocami, a jeszcze inne z lodami i syropem klonowym. Ja osobiście najbardziej lubie wersje 3. (Ja też! Pjoona!~ od aut.)
-I gotowe!-klasnęłam w dłonie. Wzięłyśmy po dwa talerze i ruszyłysmy w stronę jadalni. Na widok jaki tam zobaczyłam mimowolnie zaczęłam się cicho śmiać. Przy stole siedzieli chłopcy i pan Mark i z minami podobnymi do głodnego psa, który właśnie zobaczył miskę pełną jedzenia (O tak! U moich kochanych wariatek wystarczy tylko trochę karmy i jak zachypnotyzowane xd~ od aut.). To już wiem, czym ich w razie czego przekupić. Postawiłyśmy przed nimi talerze i siadłyśmy do stołu. Jedli tak, aż im się uszy trzęsły! Nawet panu Markowi. Widać, że rodzina. Minęła, może minuta? Dwie?  A ich talerze były puste. Jak oni to robią? Ja ledwo skończyłam jeść pierwszego.. Spojrzałam na Rossa i znów zaczęłam się cicho śmiać. Zauważył to.
-Co cię tak bawi?- spytał. 
-Masz całą twarz brudną w czekoladzie. 
-Ha-ha-ha bardzo śmieszne. Podałybyś mi w takim razie serwetkę?
-Oczywiście.- uśmiechnęłam się i podałam mu wyżej wspomniany przedmiot. Jadłyśmy jeszcze przez jakieś 10 minut cały czas rozmawiając i się śmiejąc. 
-Dziewczynkii..-zaczęła umm Stormie..nie,nie,nie PANI Stormie przeciągając ostatnią literę.-wiecie, tak mi się wydaje, że po śniadaniu ktoś musi posprzątać...-spojrzała wymownie na wszystkich zebranych tu mężczyzn. 
-A co pani proponuje?-uśmiechnęłam sie na wspomnienie tego bałaganu ktory zostawilysmy w kuchni. 
-No cóż skoro to my robiłyśmy śniadanie, teraz czyjaś inna kolei na posprzątanie tego.- Chłopcy chyba zrozumieli bo natychmiast wstali od stołu. 
-Yym wiesz co mamuś bo przypomniałem sobie że,żeee... Że musze odrobić lekcje. Tak! Musze odrobić lekcje!-zaczął wycofywać sie Ross. 
-O boze przeciez musze sie nauczyć naa... na no ten no.. na przyrodę!-Krzyknął Riker.
-Wlasnie! My tez! -Zafturowali mu Rocky i Ell. Już prawie przekroczyli  próg jadalni
-Riker! Ross! Rocky! Ellington!-krzyknęła pani Stormie-wy nie chodzicie do szkoły! A przyrodę mieliście w podstawówce! Marsz mi natychmiast do kuchni!-Spuścili głowy i ruszyli w kierunku wyżej wspomnianego pomieszczenia. Katem oka widziałam jak pan Mark śmieje się pod nosem. Pani Stormie rownież to zauważyła.- A ciebie co tak kochanie bawi, Hmm?
-Ymm mnie? Nie nic. Wlasnie! Przypomniałem sobie ze musze cos sprawdzić bardzo ważnego. 
-Nie wywiniesz mi się kochany. Marsz do kuchni pomóc swoim synom i przyszłemu zięciu.
-A...ale, to jest na prawdę ważne.
-Natychmiast! 
-Dobrzee..


************************
A więc tak, po pierwsze bardzo chciałam was przeprosić za to, że tak długo nie było rozdziału. Mnóstwo nauki w szkole. 
No a po drugie, mam do was pytanie. W pewnym sensie w jakiej kolejności beda odbywać sie dalsze losy bohaterów zależy od was.  
a) Cos typu "rodzinne spotkanie po latach" oraz "pakuj walizki, jedziemy na drugi koniec świata"
b) Love story- "i żyli długo i szcześliwie" (oczywiście do czasu)
c) Odrobinę kryminału + bohaterowie mojego ulubionego serialu.
W razie watpliwości. Wszystkie te "wersje" beda miały miejsce, tylko jestem w takim momencie, że obojętne jest co bedzie pierwsze. Dlatego chciałam sie was spytać co wolicie. Ja osobiście wam mowie, najwiecej bedzie sie działo w "wersji" c. Piszcie w komentarzach. 
A i wlasnie! Od razu uprzedzam kolejny rozdział bedzie dopiero za jakies 2 tyg.. Postaram sie wcześniej jednak niczego nie obiecuje. :) 
A oto kilka zdjeć ze snapa Rydel i Ellingtona:

(Tutaj ta postać za Rydel, podejrzewam że jest to Riker. Te jego ząbki <3)

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ


niedziela, 18 października 2015

One shot z konkursu

OS którego wysłałam na konkurs do Olgi Lynch i zajął pierwsze miejsce :)
Jeśli go nie widzieliście to dodaję go tutaj. Mam nadzieję, że wam się spodoba, wiele on dla mnie znaczy, bo napisałam go na podstawie własnych doświadczeń :)

Gdzieś, w moim wnętrzu, jest litościwa, wybaczająca osoba. Gdzieś tam jest dziewczyna, która próbuje zrozumieć, przez co przechodzą inni, która akceptuje, że ludzie robią złe rzeczy i że rozpacz prowadzi ich w mroczniejsze miejsca, niż sobie kiedykolwiek wyobrażali. Przysięgam, że ta dziewczyna istnieje.Ale gdybym ją zobaczyła, nie poznałabym jej.-Nazywam się Laura Marano. Mam 18 lat. Do tej pory byłam cichą, bardzo wrażliwą, delikatną dziewczyną,którą każdy ranił. Ale nie teraz. 1,5 roku temu , razem z rodzicami przeprowadziłam się z Miami do Los Angeles, a od roku- chodzę do nowej szkoły. Nikt tu nie wie, jaka byłam dawniej. Choć pewnie jakby się dowiedzieli i tak by w to nie uwierzyli. Bo w końcu jak taka "wiedźma", postrach szkoły, mogła kiedyś mieć uczucia? Sama czasem zadaje sobie to pytanie. Jednak dobrze jest tak jak jest teraz. Nikomu, nawet nie przyjdzie do głowy taki pomysł by mnie obrazić...
Jednak nic nigdy nie trwa wiecznie. Zjawia się ON. Ten przez którego do tej pory mam blizny na udach, brzuchu, łydkach i nadgarstkach. Ten przez którego, jestem teraz jaka jestem. Ten którego nazywałam moją pierwszą wielką miłością, aż po grób.
Gdybym wtedy tylko wiedziała, że przez niego moje życie wywróci się o 185 stopni, nigdy nie poszłabym na to cholerne ognisko.
Patrzę teraz na niego, stojącego obok nauczyciela od chemi, naszego wychowawcy, i przypominam sobie nasze pierwsze spotkanie, dzień, który zmienił moje życie:

*2 lata temu, 2 marca 2013 r.*
~Siedziałam sobie spokojnie na łożku z laptopem i oglądałam film, gdy usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS'a: 'Zbieraj się. O 17 idziemy na ognisko na plaży. Rosalie podobno poznała jakiś fajnych chłopaków. Nie przyjmuje do wiadomości NIE.'  Szybko jej odpisałam 'NIE'.
'Nie ma że nie. Za 10 minut będę u ciebie. Przestań w końcu siedzieć w domu i wyjdź do ludzi.' Boże jak ona mnie denerwuje..
'Niech ci bedzie. Ale to się źle skończy, zobaczysz'
'Jeej!'
Dobra, trzeba się ogarnąć, bo za chwilę przyjdzie moja kochana przyjaciółka..ale najpierw muszę zjeść śniadanie, nic nie jadłam od rana, a jest już 14!
Ledwo co zdążyłam cudem wygramolić się z łóżka, a zadzwonił dzwonek do drzwi. Alice, moja kochana Alice.
-IDĘ, JUŻ IDĘ!- Dobra raz czy dwa można wcisnąć ten guzik, ale żeby go od razu gwałcić?
Zeszłam na dół i otworzyłam jej te cholerne drzwi.
-Mogłabyś przestać? To jest na prawdę denerwujące.
-Nie ma twoich rodziców?
-W pracy.
-Wspaniale! Dobra, chodź musimy cię ogarnąć. Co chcesz na śniadanie? Mogą być naleśniki?
-Mogą.
-To ja idę ci je zrobić, a ty leć na górę i i zrób coś...- zmierzyła mnie wzrokiem-...z tym. No chyba, że chcesz iść w wyciągniętym dresie i takich lekko nie nieogarnietych włosach i twarzy.
-Tak wiem wyglądam jak potwór. Najchętniej zostałabym w domu, no ale skoro muszę tam iść to idę wziaść prysznic. - Udałam się w stronę schodów , ale stawiając nogę na pierwszym schodku, krzyknęłam jeszcze do niej- A w co ja mam się właściwie ubrać?!
-Jak wyjdziesz z łazienki, to zawołaj mnie i razem ci cos wybierzemy.
-Okey!-I udałam się do pokoju czystosci. Spojrzałam w lustro i aż cicho pisnełam. Wyglądałam okropnie. Wzięłam szybki prysznic, umyłam głowę, wytarłam ciało ręcznikiem, założyłam czystą bieliznę i zaczęłam suszyć włosy. Wyprostowałam je, podpięłam "grzywkę" wsuwkami do tyłu, założyłam soczewki i zrobiłam lekki makijaż. Podkład, korektor, puder, kredka do brwi, eyeliner i tusz do rzęs. W końcu wyglądam jak człowiek. Wyszłam z mojej osobistej łazienki krzyknęłam do Alice, że moze już przyjść i zaczęłam przeszukiwać całą szafę. Po 15 minutach razem wybrałyśmy zestaw idealny. Marmurkowe rurki w kolorze jasnego jeansu z wysokim stanem i przetarciami na udach i kolanach do tego luźna szara bluzka z arbuzami, ktorej przód wsunęłam w spodnie, a na nogi białe trampki typu slip on.
Zeszlyśmy na dół zjadłyśmy naleśniki i nim się spostrzegłyśmy była już 16:30. Napisałam rodzicom kartkę, że wyszłam i żeby nie czekali bo wrócę późno. Wzięłam torebkę- kremową listonoszkę, klucze, telefon i udałyśmy sie w stronę plaży. Na miejscu dostrzegłam Rosalie, która rozmawiała z jakimiś chłopakami. Dwoma blondynami i dwoma brunetami. Gdy nasze oczy się spotkały energicznie nam pomachała, a my szybszym tempem ruszyłysmy w ich stronę.
-Laura! Alice! Hej. Poznajcie, to są Ross Lynch, Josh i Finnick Odein oraz Teo James. - ruchem ręki wskazała nam każdego po kolei.- Chłopcy, to są moje najlepsze przyjaciółki Laura Marano i Alice Cullen.
-Hej.-powiedzieliśmy wszyscy na raz.
-No to co drogie panie, wy sobie usiądźcie, a my się wszystkim zajmiemy.- powiedział, przy czym potarł dłońmi Ross. - A wlasnie, napijecie się czegoś? Może być piwo? -nie byłam co to tego zbyt przekonana, jednak nie sprzeciwiałam się, widząc że moje przyjaciółki chętnie sięgają po wyżej wspomniany napój.~

-Panno Marano, może zaszczyci nas pani swoją obecnością?- z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego kochanego nauczyciela.
-Co?
-Nie co, tylko proszę.
-Prosi to się świnia.
-Proszę się wyrażać z szacunkiem.
-Kiedyś... być może, w następnym wcieleniu.
-Dzwonię do pani matki.
-Droga wolna. A wlasnie jak bedzie pan z nią rozmawiać to proszę się spytać co na obiad, i żeby mi usprawiedliwiła godziny nieobecne do końca dnia.
-Ale jak to godziny nieobecne? Przeciez pani jest w szkole.
-Owszem jestem, ale zaraz się z tąd zmywam. -popatrzyłam się na Rossa.- wpuszczacie tu byle kogo.- ruszyłam w stronę drzwi i przechodząc koło niego dodałam - do zobaczenia, LYNCH.- już miałam wyjsc, uwolnić się od napływających wspomnień, ale zatrzymał mnie mój kochany nauczyciel.
-Zaraz, zaraz.. To ty znasz mojego siostrzeńca?
-Tak...- zaczął blondyn, złapał mnie za rękę i obrócił tak żebym patrzyła mu w oczy.- wujku to jest...- ha! Ciekawie jak mnie przedstawi-moja była dziewczyna.
Papatrzylam na klasę. Szczena im opadła. Bo to oznacza, że kiedyś miałam jakiekolwiek uczucia.
-No wlasnie. BYŁA. A wiec zabieraj ode mnie te swoje łapska i nigdy więcej mnie nie dotykaj.- wycedzilam przez zeby i gwałtownie wyrwałam rękę z jego uścisku.
-Zmieniłaś się Marano
-Miałam powód by się zmienić. I ty juz dobrze wiesz o czym mowie.
-Nie mam zielonego pojęcia.- No proszę już zapomniał..
-To się dowiedz, ale od kogo innego. Ja nie mam najmniejszego zamaru ci tego tłumaczyć. - I wyszłam z sali. W sumie bardziej wybiegłam.
Biegiem ruszyłam w stronę domu. Cały czas płakałam. Gdy weszłam do środka zobaczyłam mamę oglądająca jakiś serial. Otworzyła buzię z zamiarem wydarcia się na mnie czemu tak wcześnie wróciłam ze szkoły, jednak gdy zobaczyła moje łzy podeszła i mnie przytuliła. No tak. Dawniej potrafiłam płakać  z byle czego, ale gdy się przeprowadziliśmy moje serce stało się zimne jak lód. Stwierdziłam, ze skoro on mnie zranił to ja mogę ranić cała resztę.
-Zrobić ci kakałko?
-Mhy.
-To leć na gore, zaraz ci przyniosę.- pocałowała mnie we włosy i ruszyła w stronę kuchni. Stałam tak jeszcze chwile po czym poszłam do mojego pokoju. Gdy byłam już w środku, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać tak głośno, że chyba całe osiedle mnie słyszało. Myślę o tym wszystkim co się wydarzyło dzisiaj, dwa lata temu, o NIM. Wspomnienia same nasuwają się do mojej głowy, próbuje je odpędzić, jednak niestety przegrywam.

*23 marca, 2013r.*
~Dzisiaj są osiemnaste urodziny Rossa. Nie stroiłam się jakoś specjalnie. Beżowa spódniczka, biały top crop na ramiączkach, biały sweterek i białe slip on'y. Lekki makijaż i jestem już gotowa. Usłyszałam dzwonek do drzwi. To pewnie dziewczyny. Zeszłam na dół i otworzyłam im drzwi.
-Gotowa?
-Mhy.
Razem z Alice i Rosalie szlysmy w stronę domu Rossa. Gdy byłyśmy juz na miejscu impreza trwała w najlepsze. Weszłyśmy do środka. To było ostatnie co pamietam. Obudziłam się rano z potwornym bólem głowy. Poszłam do kuchni, gdzie był juz Ross. Siedział przy stole, bez koszulki w samych bokserkach. Wyglądał na prawdę seksownie.
-Czesc.
-Hej.- odpowiedziałam mu.
-Wyspalas się?
-No tak nie za bardzo.- podeszłam do blatu na którym stała butelka wody i nalałam jej sobie do wysokiej szklanki.
-A ja owszem.
-Serio? Jakim cudem?
-A no wiesz, spałem sobie z taką uroczą brunetką.
-O tak? A ktora to?
-To bylas ty głuptasku.- podszedł do mnie i pipnął mnie w nos. A ja aż wyplułam na niego wodę.
-Spokojnie, tylko spaliśmy. -Tylko spaliśmy?! Przeciez on ma dziewczynę!- No i moze cie pocałowałem..- gdyby wzrok mógł zabijać, on dawno leżałby trupem. Chyba to zauważył. Bo podniósł obie recę w geście obrony- no ale ty się nie sprzeciwiałas.~

Następnego dnia rownież mnie pocałował, bardzo, ale to bardzo namietnie i tak się stało ze zostaliśmy parą, a on zerwał ze swoją byłą dziewczyną. Myślałam, że to bedzie miłość do końca zycia. Ale się myliłam. Przyjaciołki mówiły mi, że skoro tą dziewczynę "zdradził" ze mną to mnie może rownież tak potraktować. Nie wierzyłam im, co było wielkim błędem.

*19 kwietnia 2013r*
~Od jakiegoś tygodnia Ross się ode mnie oddalił. Nie dzwoni tak jak zawsze, co wieczór, by powiedzieć mi to cholerne "dobranoc". Może ma więcej nauki w szkole? Może. Jednak dzisiaj jest piątek i mamy się wszyscy, cała ekipą, spotkać na plaży.
Ubrałam sie, umalowałam, uczesalam i byłam już gotowa do wyjścia. Po 10 minutach byłam już na miejscu. Przywitałam się ze wszystkimi, jednak Ross wydawał się jakiś dziwny. Po pewnym czasie zapytał się czy możemy porozmawiać. Zdziwiło mnie to, jednak się zgodziłam.
-Emm..- zaczął.- posłuchaj. Powinniśmy sobie zrobic przerwę. Nie dogadujemy się. Nie mamy wspólnych tematów, o czym rozmawiać. Tak bedzie lepiej.
Czułam jak multum łez zbiera się w końcikach moich oczu, jednak nie pozwoliłam im spłynąć po policzku. Nie przy nim. Pokiwałam tylko głowa. Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić. Alice gdy zobaczyła w jaki jestem stanie, podbiegła do mnie i powiedziała reszcie, że musimy już isc. Gdy tylko zniknęłysmy im z pola widzenia, rozpłakałam sie jak małe dziecko, któremu zabrano ulubionego misia.
Dwa dni po tym, gdy jako, tako się ogarnęłam wracałam z Alice od Rosalie i zobaczyłam go. Siedział na ławce z moja koleżanka ze szkoły i sie całowali. Cos we mnie wybuchło. Jako, że byłam juz lekko podpita podeszłam do nich i uderzyłam go otwartą dłonią w policzek. Nie zostało śladu. Mogłam mocniej. Gdy odchodziłam usłyszałam jak  o n a  się go pyta czy bolało a  o n  jej mówi ze nie. Odwróciłam sie przez ramię i krzyknęłam
-A chcesz żeby bolało?!~

Nienawidzę go, nienawidzę... n i e n a w i d z ę. Nie za to, że mnie "zdradził", ale za to że bawi się tak uczuciami dziewczyn. Z moją "koleżanka" też był około miesiąca. N I E N A W I D Z Ę   G O. Jednak muszę się go o coś spytać. Jestem gotowa by to usłyszeć. Poprawiłam już dość mocny makijaż, wygladzilam swój strój. Czarne rurki z przetarciami, czarna bluzka, ramoneska i czarne slip on'y. Kompletne przeciwieństwo  p r a w d z i w e j  mnie. Przeczesałam jeszcze szczotką włosy i już byłam gotowa, aby usłyszeć prawdę. Na schodach spotkałam mame, ktora niosła mi kakao z piankami. Wzięłam od niej kubek, podziękowałam i pocałowałem ją w policzek. Szybko wypiłam zawartość kubka i odniosłam go do kuchni. Wyjęłam z kieszeni telefon i napisałam mu SMS'a 'Za 15 minut bedę pod szkołą. Wyjdź. Musimy porozmawiać.'
Gdy dotarłam na miejsce on stał już przed budynkiem. Dobra dasz sobie radę.
-Czesc, o czym chciałaś rozmawiać?
-Chciałam cie o cos spytać.
-Dawaj.
-Przez dwa lata bałam się co usłyszę, jednak teraz mam to daleko gdzies. Moze dlatego, że jeszcze do dzisiaj rano wydawało mi się, że nadal cie "kocham", jednak gdy zobaczyłam cię w klasie... przeszło mi. Jednak muszę cie o to spytać. Przez te cholerne dwa lata nie było dnia bym o tym nie myślała i chce w końcu znać odpowiedzieć, nie musieć sie domyślać i spokojnie spać nie budząc sie co godzinę i gdybać co byś mi odpowiedział. Powiedz, ale tak szczerze. Czy gdy byliśmy razem cokolwiek do mnie czułeś, czy po prostu chciałeś sie zabawić uczuciami kolejnej naiwnej dziewczynki?
Coś mówił, ale ja tego nie słyszałam. Powoli znikał. Jak wszystko wokół nas. Po chwili nawet ja zniknęłam. To był tylko sen. To, że stał w mojej klasie, to że z nim rozmawiałam. To mi się tylko przyśniło. Nigdy najprawdopodobniej nie poznam odpowiedzi, ale może to i dobrze. Moja babcia zawsze powtarzała, że często to co się nam śni, wydarzy się naprawdę. Jednak Panie Boże, jeśli gdziekolwiek tam jestes, nie dopuść to tego bym kiedykolwiek go jeszcze spotkała. 

poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział 8

*Oczami Laury*
- A teraz wyjdź z tego łóżka i łaskawie ubierz się w coś. Chłopaku ty jesteś w samych bokserkach!- krzyknął mój tata. Blondyn chyba się go przestraszył bo po trzech sekundach nie było go już w "moim" pokoju. Zaraz po nim wyszedł tata i cała ta "widownia". Została tylko Delly.
-A więc..- zaczęła i usiadła na łożku obok mnie po turecku- powiedz mi, co tu się tak na prawdę działo, hm? 
-Staliście pod drzwiami wiec wszystko słyszeliście. Było dokładnie tak jak powiedział Ross.
-Powiedzmy że ci wierzę. Głodna?- Pokiwałam tylko energicznie głową na 'TAK'.- Dobra, to chodź wybierzesz sobie jakieś ubrania u mnie w garderobie, a potem już razem zejdziemy na śniadanie. 
-Okey.- Udałyśmy się do wyżej wspomnianego pomieszczenia. Z szafy Rydel wybrałam sobie beżową spódniczkę, biały top crop na ramiączkach i w tym samym kolorze sweterek. Delly zaś ubrała czarne rurki z wysokim stanem, białą bluzkę którą wpuściła w spodnie i pudrowo różową marynarkę. Poszłam jeszcze do łazienki aby jakkolwiek się ogarnąć. Pozwoliłam sobie pożyczyć od przyjaciółki odrobinki kilku kosmetyków. Zajęło mi to około 10 minut. Gdy zeszlyśmy na dół mój tata zawzięcie rozmawiał z państwem Lynch. O! I Ross się ubrałam! Chociaż chyba przedobrzył, bo siedział w taki upał z bluzą zasunietą pod samą szyje. Na ten widok mimowolnie zaczęłam się śmiać. Blondyn to chyba zauważył, bo podszedł do mnie.
-Z czego się tak śmiejesz, hm?
-Z ciebie. 
-Ej! Bo się obrażę!- odwrócił się do mnie plecami i skrzyżował ręce.
-Oj no wybacz mi. Ale po prostu nie mogę uwierzyć że aż tak przestraszyłeś się mojego taty!
-Nie.. to nie prawda... Nie przestraszyłem się go... tylko po prostu... było mi zimno! Tak! Było mi zimno.
-Bo ci uwierzę. Weź już rozsuń tą bluzę bo się tu ugotujesz...- zaczęłam powoli i delikatnie ciagnąć suwak w dół. On tylko popatrzył na mojego tatę i głośno przełknął ślinę. 
-Lauro?-cały ten "cyrk" przerwał mój tata.- Ja już muszę isc, mam ważne spotkanie, jedzie ze mną David. Jane poszła do kosmetyczki z koleżankami. Na początku chciała tam zabrać ciebie no ale bylas tutaj. No a Olga poszła najprawdopodobniej do sklepu. Tak więc nikogo nie bedzie w domu przez pewien czas. Masz klucze?- Pokiwałam na 'NIE'- To trzymaj moje- rzucił mi wyżej wymieniony przedmiot.- A i bym zapomniał! Rozmawialiśmy teraz z Markiem i Stormie i zaprosiłem ich jutro do nas na kolacje.- popatrzył chwilę na mnie i całe rodzeństwo- razem z dziećmi. Dobra to ja już bedę szedł. Do zobaczenia!- I wyszedł. 
-Pa!- zdarzyłam tylko krzyknąć gdy był już w progu drzwi.
-Wiecie co, ja też już bedę szła. Nie chcę się narzucać..
-Wcale się nie narzucasz! Wręcz przeciwnie bardzo się cieszę, że moja przyszła synowa spędza z nami tyle czasu.- powiedziała Stormie,a ja  gdybym miała tylko wodę w buzi, z pewnością znalazłaby się już na panelach.
-Yym, słucham?- cudem wykrztusilam z siebie.
-Oj no nie ważne. Zresztą nigdzie nie idziesz. Damiano sam powiedział ze nikogo u was nie ma, wiec nie pozwolę byś była sama w domu..
-No dobrze..
-Swietnie!-klasnęła w dłonie.-To w takim razie choć pomożesz mi z Rydel w przygotowaniu śniadania. Pokażę ci jak zrobić ulubione danie naszych łasuchów. Wiesz tak na wszelki wypadek.- i mrugnęła do mnie.- Bo w końcu jak to mówią "przez żołądek do serca". Uśmiechnęłam się lekko i we trzy ruszyłysmy do kuchni.  Pani Stormie wyjęła dużą miskę, mąkę, mleko, wodę i jajka. No tak. Naleśniki!
-Normalnie robi to zawsze nasza gosposia, ale wzięła urlop bo musiała pojechać do Europy na pogrzeb ojca..
-Rozumiem. Olga też czasem musi wyjechać do rodziny. A gdzie pani trzyma patelnie?
-Druga szafka na dole od lewej. I proszę nie mów do mnie pani, tylko mamo.-I tym razem wyplułam wodę, bo kilka sekund temu wzięłam łyka tego napoju.
-Słucham?
-Oj przecież widzę co się dzieje między tobą, a Rossem. Tylko nie spieszcie się, mi to nie przeszkadza, ale twój tata nie bedzie zadowolony, że tak szybko zostanie dziadkiem.


***************
O jezusie napisałam. Byle jaki i krótki, ale jest. Mam nadzieję, że się podobał. Jeśli nie, to proszę powiedzcie co wam przeszkadza. 

sobota, 3 października 2015

LBA :D

Dzisiaj nie rozdział, ale LBA.Dziękuję za nominacje Alex Rover :) 

Odpowiedzi:
1. Czy masz jakieś zwierzątko?
A i owszem mam :)
4 lata temu przygarnęliśmy kundelka po wypadku samochodowym-Fredzie. A jakoś w lutym tata kupił psa swoich marzeń (xd) owczarka belgijskiego malinois-Angie.  Boże, nawet nie zdajecie sobie sprawy ile taka wariatka ma energii... 

2. Co sądzisz o uchodźcach?
Nie powiem, jest to ciężki temat, zwłaszcza dla osoby, takiej jak ja, która ani trochę nie interesuje się polityką. Jednak myślę, że trzeba im w jakimś, choć najmniejszym stopniu, pomóc.

3. Do jakiego kraju wyprowadziłabyś się najchętniej?
Sama nie wiem. Może USA? Włochy? 

4. Aktor, za którego chcesz wyjść?
Ross Lynch. Hahahaha xd nie no nie wiem..

5. Ulubiony kosmetyk?
Ale z jakich dokładniej? 
Z pielęgnacji to chyba żel do twarzy z ziaji o zapachu maliny z imbirem. (jest świetny!)
A z tych do makijażu, to ulubionego raczej nie mam ale nie ruszę sie z domu bez użycia podkładu, pudru, tuszu do rzęs i kredki do brwi :)

6. Ukochany sklep?
Uwielbiam spodnie z Bershki!Tylko tam znajdę idealne do mojej specyficznej figury( czytaj: szerokie biodra i okropnie chude kostki). A tak ogółem to chyba House i H&M.

7. Jaki masz stosunek do sklepów z używaną odzieżą?
Sama osobiście tam nie chodzę, jednak nie wyśmiewam się z ludzi którzy kupują w takich sklepach. Jakos szczerze wisi mi to czy ktoś ma markowe rzeczy czy nie. 

8. Książa, która skończyła się tak, że miałaś ochotę rzucić nią o ścianę.
"Wierna"... Boże jak ja nie lubię jak ktoś umiera i to do tego główna bohaterka... No jak ona mogła? Zostawić tak Tobiasa? Przecież on ją tak kochał...

9. Piosenka, która lubisz, ale musisz mieć nastrój na słuchanie jej?
Zwykle zależy własnie od nastroju i momentu w moim życiu, w którym podoba mi się jaki rodzaj muzyki. 
Zwykle jak jestem smutna to włączałam piosenki z taką powolną, delikatną melodią np "Ciszę" czy "All of me".

10. Czy miałaś kiedyś tak, ze podobał ci się niezbyt urodziwy chłopiec?
Nie, raczej nie. To znaczy, trochę źle napisane pytanie. Bo przecież jak ktoś ci się podoba to jest dla ciebie najpiękniejszy na świecie xd :) 

11. Jak (w skali od 1 do 10) bardzo kochasz swoje łóżko?? :D
11%! To jest związek wręcz idealny :)

Osoby ktore nominuje:
-Rikeroholic
-EmiDelly R5er
-Karcia Lynch
-Louise Noir

Moje pytania:
1.Ulubiona rzecz w szafie?
2.Film, który oglądałaś w ostanim miesiącu i zrobił na tobie dobre wrażenie choć się tego nie spodziewałaś?
3.Potrawa, którą mogłabyś jeść codziennie? ( U mnie są to naleśniki z czekoladą i bitą śmietaną *-* **j z tym, że będę gruba xd)
4. Ulubiona piosenka R5?
5.Co sądzisz o ludziach popełniających samobójstwa? Uważasz, że to oznaka tchórzostwa?
6.Czy czasem, też tak masz, że zakładasz ulubioną piżamę, robisz kakałko i cały wieczór oglądasz jakieś głupie bajki? XD
7.O której parze najbardziej lubisz czytać opowiadania:Rydellington, Raura czy Rikessa? A może Auslly?
8.Kolory które przeważają w twojej szafie?
9.Gdybyś miała wybrać spomiędzy wszystkich aktorów, to który choć w najmniejszy stopniu przypomina twój ideał?
10.Jakim środkiem transportu lubisz najbardziej podróżować?
11.Gdzie widzisz siebie w przyszłości?



sobota, 19 września 2015

One shot cz. 2

15 sierpnia 2014r.
Z Laurą już jest lepiej. Właśnie od niej wracam. Dziś prawie ją pocałowałem, jednak na szczęście w odpowiednim momencie się ocknąłem. Gdyby doszło do pocałunku, zapewne znienawidziła by mnie, myśląc że jestem taki sam jak tamten sku***syn. A tego bym sobie nie darował. Wolę już być dla niej tylko przyjacielem niż zeby myślała, że jestem kolejnym napalonym idiotą, który chce ją wykorzystać. Co to to nie. Nie jestem taki i nigdy nie zrobiłbym czegoś czego ona by nie chciała. 
Postanowiłem, że przejdę się do parku. Usiadłem na ławce i zacząłem rozmyślać nad...tak naprawdę... nad całym moim życiu. Wyliczyłem od początku. 
Nazywam się Ross Lynch.
Mam 21 lat.
Mam wspaniałe rodzeństwo: Riekera, Rocky'ego, Rylanda i Rydel.
Moi rodzice to Mark i Stormie Lynch.
Razem z moim rodzeństwem i naszym najlepszym przyjacielem, a zarazem mężem Rydel- Ellingtonem tworzymy świetny zespół R5.
Rieker jest mężem siostry Laury- Vanessy.
Mają dziecko. 
1,5 roczną córeczkę- Savannę.
15 lat temu poznałem Laurę.
Na placu zabaw.
W tym parku.
Jest to moja najlepszą przyjaciółką. 
Została zgwałcona miesiąc temu.
Przez mojego byłego przyjaciela- Josha.
Jej byłego chłopaka.
Wtedy uświadomiłem sobie jak bardzo ją kocham.
Że nie potrafię bez niej żyć.

Muszę porozmawiać z Rydel!- krzyknąłem w myślach i pobiegłem do jej domu. Droga zajęła mi 15 minut. Po przejściu przez próg domu dobiegły mnie ciche dźwięki z kuchni. Pewnie tam jest. Z pewnością jest sama. Ellington boi sie tam wchodzić od czasu gdy dostał przypadkiem patelnią, bo przeszkodził jej w czymś tam(już nawet nie pamietam) , no a miała wtedy TE dni. Skąd wiem kiedy ma TAM "Morze Czorwone"? No cóż jest moją siostrą, znam ją na wylot. Wbiegłem szybko do kuchni nie patrząc nawet czy ktoś jest razem z Rydel, co okazało się być błędem i po prostu krzyknąłem na całą kuchnie.
-Ja się w niej zakochałem!- dopiero teraz spostrzegłem, że w kuchni oprócz Delly jest jeszcze Laura. Ups..
-No nareszcie braciszku! Ja wiedziałam to od kąd się poznaliście! 
Byłem lekko speszony, jednak kątem oka zauważyłem, że Laura posmutniała.
-A w kim się zakochałeś?- Teraz byłem już pewny. Ona na prawdę była czymś przybita. Przez moment wachałem się co odpowiedzieć. Rydel popatrzyła się na mnie i wyszła z kuchni. Wiedziała o co mi chodzi. Po chwili przybliżyłem się do brunetki na tyle blisko, że dzieliły nas centymetry objąłem jej twarz w swoje dłonie i szepnąłem
-W tobie Lau. W tobie.- Ona popatrzyła nie mnie chwilę po czym złożyła na moich wargach delikatny ale pełen uczyć pocałunek. Od razu go odwzajemniłem. Po chwili jednak oderwałem się od niej i oparłem swoje swoje czoło o jej.
-Kocham cię Lauro.
-Ja ciebie też Ross.


15 sierpnia 2016r.
Jesteśmy z Laurą naprawdę szczęśliwą parą. Bardzo ją kocham. A ona mnie. Już nie traktuje mężczyzn na dystans tak bardzo jak 2 lata temu. Wtedy przyspieszała kroku, ściskała mnie mocniej za dłoń, chowała sie za moimi plecami nawet gdy jakiś starszy pan pytał sie nas która godzina. Nadal widzę strach w jej oczach, jednak jest lepiej. Dziś, w naszą rocznicę, przygotowuję dla niej romantyczną kolację. U niej w domu. Jej rodzice sami mi to zaproponowali. Obiecali nawet, że nie wrócą przed wschodem słońca następnego dnia. Mówiłem im, ze to nie bedzie konieczne bo z pewnością do niczego nie dojdzie. Nie chcę jej do niczego zmuszać, a ona sama pewnie ma jeszcze traumę. Jednak się uparli. No cóż. Mam nawet dla niej niespodziankę. Laura wie tylko o tym, że ma iść z Rydell na zakupy. Za to zadaniem Delly jest zmuszenie w jakiś sposób Laury aby przebrała sie, umalowała itd. itp. u niej w domu, a potem przyprowadzenie jej tu. Błagam żeby się udało! 

*15:45*
Z siostrą umówiłem się, że przyprowadzi ją o 16. Mam 15 minut. Chodzę cały zdenerwowany po domu. Poprawiam wszystko by było idealnie. Przecieram chusteczką sztućce i kieliszki do wina aby nie było ani jednej smugi. Robię to po raz 9! Sprawdzam czy spaghetti jest gotowe. Jeszcze jakieś 3 minuty. Spaghetii to ulubione danie Laury. Pani Marano nawet pomogła mi je przygotować tak jak najbardziej lubi ich córeczka. Dała kilka cennych rad na temat sposobu podania, czy miękkości makaronu. Za to pan Damiano pogroził mi że mam nie skrzywdzić jego kochanej córeczki inaczej bedzie miał na sumieniu jednego z blondynów. Jednak gdy zobaczył, ze cały pobledłem on powiedział, uwaga cytuje: "Przecież żartowałem, bedziesz wspaniałym zięciem", poklepał mnie po ramieniu i się uśmiechnął. Ma facet poczucie chumoru!
Obydwoje wyszli jakieś 3 minuty temu. 
Chodziłem zdenerwowany jeszcze chwilę po salonie po czym na zegarze wybiła punkt 16. Drzwi do domu sie otworzyły a do środka weszła Laura. Wygladała naprawdę ślicznie. Miała na sobie śliczną czerwoną sukienkę do połowy uda, rozkloszowaną od linii talii z niewielkim dekoltem i rękawem 3/4. Na nogach miała czarne, na moje oko 10 centymetrowe, szpilki, a w ręce trzymała czarna kopertówkę. Jej długie włosy były dość mocno podkręcone, a makijaż nie był ani zbyt mocny ani za lekki. Twarz miała wykontórowaną, dało się dostrzec nie wielkie ilości różu i rozswietlacza. Oczy były lekko podkreślone czarną kredka, a załamanie przydymione cieniem tego samego koloru. Rzęsy mocno wytuszowane, a usta muśnięte krwisto czerwoną szminką. Kolejne pytanie, skąd niby facet może tyle o tym wszystkim wiedzieć, skoro większość nawet nie wie co to rozświetlacz czy róż? No cóż, moja siostra nie miała łatwo z 4 braćmi i Ellingtonem, dlatego gdy rodziców nie było w domu, a my cos przeskrobalismy, dostawaliśmy na prawdę surowe kary. A dokładniej karę. Zawszę tę samą.  Nie obyło sie wtedy bez sprawdzenia do nas do domu sióstr Marano, które miały naprawdę świetną zabawę gdy stawaliśmy sie ich "królikami doświadczalnymi" i mogły testować na nas coraz to nowsze kosmetyki...
No ale wracając do teraźniejszości. Stałem na przeciwko Laury i widziałem ze jest w lekkim szoku. No, nie codziennie gdy wracasz do domu, on jest otwarty, chociaż nikogo miało nie być, w przedpokoju czeka na ciebie wystrojony i zabójczo przystojny blondyn, a w jadalni przyszykowana jest kolacja przy świecach. Jednak po niecałej minucie sie ocknęła i udała w stronę wyżej wymienionego pomieszczenia. Ja jako dżentelmen odsunąłem jej krzesło, tak by mogła usiąść i lekko je wsunąłem pod stół. 
-Napijesz się może wina?
-Poproszę.
Nalałam jej do dużego kieliszka odrobinę czerwonej cieczy po czym udałem sie do kuchni aby przynieść nasze danie główne. Jedliśmy w ciszy jednak nam to nie przeszkadzało. Gdy zauważyłem, że już powoli kończy postanowiłem zrobic to co planowałem. Dobra stary. Uda ci się. 3 wdechy. 1. Wszystko bedzie dobrze. 2. Przecież cię nie wyśmieje. Kocha cię. 3. Wystarczy zrobić pierwszy krok, a potem już z górki. Dobra weź się w garść. Nie bądź baba. Jesteś twardy. Wszystko bedzie dobrze. Wstałem. Uspokój sie. Jest okey. Podszedłem do niej i klęknąłem na jedno kolano. Nie bój sie. Bądź facet. I cos w końcu powiedz bo klęczysz tak przed nią juz jakies pół minuty jak jakiś idiota! 
-Lauro...- wydukałem. Nieco odważniej, dasz radę.- Jesteś najwspanialszą kobietą jaką kiedy kolwiek poznałem i kocham cię ponad życie. I nikt ani nic nigdy tego nie zmieni. Dlatego po uzyskaniu zgody od twojego ojca, mam śmiałość spytać: czy ty Laura Marie Marano, uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i wyjdziesz za mnie?- Nie powiem, bałem sie jej reakcji, jednak była taka na jaka skrycie oczekiwałem.
-Tak, wyjdę za ciebie!- wsunąłem jej delikatnie srebrny pierścionek na palec serdeczny prawej ręki, a ona rzuciła mi sie na szyje po czy delikatnie pocałowała. Jako, że nadal klęczałem wstałem na równe nogi nie odrywając się od mojej narzeczonej. Ahh jak to pięknie brzmi... Całowaliśmy się bardzo namiętnie. W pewnym momencie zrobiło mi się dość nie wygodnie, ponieważ mimo że miała szpilki i tak była prawie o głowę ode mnie niższa. Podniosłem ją lekko, a ona owinęła swoje nogi wokół moich bioder. Po chwili zaczęła rozpinać moją koszulę. Bałem się. Nie to, że bałem się samego stosunku czy coś,ale tego, że mogę ja skrzywdzić, że zrobię coś czego ona by nie chciała. Oderwałem się lekko od niej opierając swoje czoło o jej.
-Na pewno tego chcesz?
-Tak. Kocham cię Ross.
-Nie musisz w ten sposób tego udawadniać. Przecież wtedy, to co się stało...
-Nie muszę, ale chcę. Proszę nie żyjmy przeszłością. Ja się z tym pogodziłam. Chce żyć dalej. Dobrze?
-Dobrze.- Po czym pocałowałem ją bardzo namiętnie. Pragnąłem jej. A ona mnie. Powolnym krokiem udałem się w stronę jej sypialni cały czas mając ją na rękach.

*oczami Laury*
Z chwilą gdy wchodzimy do mojej sypialni w naszych pocałunkach czuć coraz większe porządnie.  Wczepiam palce w koszulę Rossa. Blondyn ruszył w stronę łóżka i delikatnie mnie na nim położył, sam zawisnął nademną podtrzymując się rękami. Tak jak ja z uporem powtarzałam, że Ross jest kimś wartościowym, on zawsze z uporem powtarzał, że jestem silna, że mogę więcej, niż mi się wydaje. I choć nikt mnie tego nie uczył wiem, że na tym polega miłość. Jeśli jest prawdziwa, sprawia, że człowiek staje się kimś więcej, niż był, kimś więcej, niż wierzył, że może być. 
A ta jest prawdziwa. 
Ross gładzi moje włosy i wplata w nie swoje palce. Trzęsą mi się ręce, ale nie przejmuje się tym, czy to zauważy. Nieważne też, czy zobaczy, że przeraża mnie intensywność tych doznań. Zaciskam pieści na jego koszuli i przyciągam go bliżej. Z ustami przy jego ustach szepczę jego imię. 
Zapominam, że Ross jest odrębną osobą. Czuję się raczej tak, jakby był częścią mnie, rownież niezbędną jak serce, oko albo ręka. Podciągam jego koszulę i zdejmuję mu ją przez głowę. Gładzę odsłonięte ciało jak własne.
Dłonie Rossa chwytają zamek od mojej sukienki i pomagam mu ją rozpiąć, ale nagle coś sobie przypominam: przypominam sobie, że jestem chuda, płaska i chorobliwie blada. Odsuwam się. Ross patrzy na mnie, ale nie z wyrzutem, tylko tak jakby poza mną nie było wokół nic, na co warto by patrzeć. Ja też przenoszę na niego wzrok, ale to co widzę, tylko pogarsza moje samopoczucie. Ross jest niesamowicie przystojny i wysportowany. Przed chwilą byłam przekonana, że idealnie do siebie pasujemy, i może faktycznie tak jest, ale tylko w ubraniach. 
Ale on spogląda na mnie tym samym wzrokiem. 
Uśmiecha się, delikatnie i nieśmiało. A potem obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. Pochyla się, całuje mnie w brzuch i szepcze: "piękna".
A ja mu wierzę. 
-Kocham cię, wiesz?- mówię.
-Wiem. 
Delikatnie palcami muskam każdą część jego nagiego torsu. Jest silny, gibki, zdecydowany. 
I mój.
Odnajduję jego usta. 

Tak się bałam, że jeśli zostaniemy razem, będziemy wiecznie się ścierać i że w końcu mnie to złamie. Ale teraz już wiem, że ja jestem jak ostrze, a Ross jak osełka. 
Nie złamię się tak łatwo, bo jestem zbyt silna, a za każdym razem gdy go dotykam, staję się lepsza, nabieram ostrości. 

            
            *****THE END*****

Skończyłam OS, nareszcie! xd Dość długo nie wiedziałam w jaki sposób to skończyć, więc sięgnęłam z pomocą do książki, i przyznam się bez bicia, w większości cała scena z sypialni jest przepisana wlasnie z książki. Pozmieniałam tylko drobne szczegóły. Przeraszam, wiem, niektórym może się nie spodobać, ze nie ja sama, to napisałam, jednak no, za bardzo mi to pasowało do całości, zeby nie wykorzystać.. 
Tak jak zawsze mam nadzieje, że się spodobało i liczę na szczerą krytykę :)

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ









One shot cz. 1

15 lipca 2014r.
Szedłem spokojnym krokiem w kierunku domu moje brązowo włosej przyjaciółki, kiedy zauważyłem, że z jej willi wychodzi mój przyjaciel Josh i idzie w moją stronę z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Musiał sie mnie przestraszyć, bo gdy tylko mnie zobaczył mina mu zbledła po czym odwrócił sie na pięcie i biegiem ruszył w przeciwną stronę. Pomyślałem sobie, ze to pewnie nic. Znałem ich i jak na parę dość często sie kłócili. Tak musiało być i tym razem. Jednak nie mogłem zrozumieć czemu uciekł jak mnie zobaczył. No nic, bede sie musiał jej spytać.  Lekko zapukałem do drzwi. Nic. Pewnie jest za górze i nie słyszy wiec postanowiłem użyć dzwonka. Nadal nic. Nacisnąłem na klamkę. Otwarte. Wszedłem do środka. Wydawałoby sie, ze nikogo nie ma. Jednak z pokoju brunetki (A może szatynki? Sama nie wiem xd~od aut.) słychać było cichy płacz. Będąc pewnym, że moja przyjaciółka płacze ze względu kłótni z Joshem, tak jak zawsze poszedłem zrobić jej i sobie ciepłe kakałko z bitą śmietaną. To jej zawsze pomagało. Po przygotowaniu napoju udałem się do pokoju dziewczyny. Nacisnąłem klamkę, ale to co tam zobaczyłem kompletnie mnie zszokowało. Na podłodze leżała załamana, pół naga brunetka. Z tego co zauważyłem miała na sobie tylko stanik i jakaś luźna bluzkę, a sama była przykryta kocem. Leżała w taki sposób, że mnie nawet nie zauważa, lecz pewnie usłyszała  otwierające sie drzwi, bo po chwili wybuchła.
-Po coś tu jeszcze przylazł?! Co?! Wynoś się z tąd! Chciałeś dokończyć zabawę, tak?! A moze przeprosić?! Nie chce cie juz nigdy więcej widziedz na oczy! Wypi***alaj z tąd! Zniknij z mojego życia raz na zawsze! -Krzyczała aż cały dom sie trząsł, jednak dało się dosłyszeć, ze rownież płakała. 
-Dobrze pójdę,zniknę, jednak powiedz mi Lauro, co ja takiego zrobiłem?-spróbowałem powiedzieć to z anielskim spokojem, jednak nie wiem czy mi sie to udało, nie powiem, przestraszyłem sie trochę po jej słowach.
-Ross... t...to ty?-głos miała zachrypnięty a cała sie lekko trzęsła. 
-Tak. Powiesz mi co tu sie stało? 
-J..ja przep..p...raszam. Nie wiedziałam z...ze to ty.
-Dobrze, ale teraz mów. Co tu sie stało?-postawiłem kakao na komodzie ktora stała przy ścianie i podszedłem do brunetki. Powoli domyślałem sie co tu sie stało. Wychodzący z jej domu Josh. Ktory sie mnie przestraszył i uciekł. Laura leżąca na podłodze, cała zapłakana. Pół naga. Modliłem sie w duchu, zeby to nie było to co podejrzewałem, BŁAGAM! 
-B...bo on...Josh...on...on mnie zgwałcił.-po wypowiedzeniu ostatnich słów od razu wybuchła płaczem. Zabije gnoja! ZABIJE! Jak on mógł?! Skrzywdzić moja Lau?! Juz wiem czemu uciekał przede mną. ZABIJE!
-Zabije go! Niech mi sie lepiej na oczy nie pokazuje! Laura ja ide do niego!
-NIE! 
-Dlaczego?! Przecież on cie skrzywdził!
-Tak wiem, jednak wole byś został TU. PRZY MNIE.
-Dobrze.
-Przytul mnie.-Natychmiast podszedłem do niej i wykonałem jej prośbę. 
-Dziękuje.
-Po to jestem. By zawsze byc przy tobie. A teraz cii nie płacz już. Cii-posadziłem ja sobie na kolanach i lekko kołysanek, zeby sie uspokoiła i usnęła. Było trochę dziwnie, ponieważ nie miała na sobie ani spodni ani majtek, jednak była tak owinięta kocem, ze idealnie odgradzał moje ciało od jej. Po około 15 minutach usnęła a ja położyłem ją na łożku, juz miałem isc w stronę wyjścia z jej pokoju jednak cos złapało mnie za rękę. A raczej ktoś.
-Zostań. Proszę. 
Wykonałem jej prośbę i po kilkunastu sekundach leżałem na łożku i obejmowałem ją ramieniem. Ona wtuliła się z całej siły w moja klatkę piersiową i usneliśmy. 

Rano obudziłem sie dość wcześnie jak na mnie, bo o 6:33. Dziwne zawsze w wakacje budziłem sie koło 9:30. Katem oka spojrzałem na słodko śpiącą Lau. Miała dość mocno podpuchnięte oczy od płaczu i rozmazany makijaż. Jednak mi to nie przeszkadzało. Była taka śliczna. Jej wargi były lekko rozchylone. Miałem wielką ochotę po prostu ją pocałować. Jednak nie mogłem. Ona traktowała mnie tylko jak przyjaciela, choć ja od dłuższego czasu przestałem tak na nią patrzeć. Jednak dopiero teraz patrząc na nią, jak słodko śpi, z tymi podpuchniętymi oczami, rozmazanym makijażem, rozczochranymi włosami, zrójnowaną psychiką i wielkim bólem w sercu, zrozumiałem, ze jest kobietą mojego życia i zawsze bedę ją kochał. 

                 ******C.D.N******
 _________________
Na reszcie to napisałam! Kiedyś mi się przyśniła podobna scena i cały czas myślałam jak to dokończyć. Na początku myślałam aby wplatać to w opowiadanie, jednak na ta chwile nie pasowało by to do historii jaka tam opisuje. Moze kiedyś, ale jeszcze nie teraz. 
Za drugą cześć zaraz sie zabieram. Wpadła mi do głowy w czwartek na sprawdzianie z fizyki i wczoraj na historii jak mój kochany nauczyciel zanudzał nas opowiadaniami o Napoleonie Bonaparte i Legionach Polskich (ja po prostu nie nawidzę tego przedmiotu!). Taak, wtedy nam najwiecej pomysłów. Dziwne, no ale cóż. 
Postaram się część druga dodać jeszcze dzisiaj bądź jutro. Rozdział rownież jednak niczego nie obiecuje. :)
Zapraszam do wyrażania swojej opini.
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ :)

wtorek, 15 września 2015

Rozdział 6.



*oczami Laury*
No dobra teraz tylko trzeba wymyślić coś na prawdę dobrego, aby przekonać tatę. Weź się w garść dziewczyno! Okey, za 3...2...1...
*rozmowa telefoniczna*
-Cześć tat...-nie zdążyłam nawet dokończyć jak usłyszałam to wspaniałe zdanie, które mam okazje słyszeć za każdym razem jak do niego dzwonię... 
-Cześć (wiem, powinno cos byc bardziej "dojrzałego", ale nic innego nie mogłam wymyślić xd~ od aut.) tu Damiano Marano, jeśli masz cos ważnego zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału. Piii! -No jak zwykle! On nigdy nie odbiera! Pewnie znów jest na jakimś szalenie ważnym spotkaniu lub kolacji z Jane. Uhgg! 
-No i jak możesz?-spytał nagle Ross
-Nie wiem...nie odbiera..- W tej chwili z mojej twarzy zniknął gniew, a na jego miejsce wkradł sie smutek.
-Hej, co sie dzieje? 
-Nie nic, po prostu tak jest zawsze, zawsze jest cos ważniejszego ode mnie... 
-No chodź tu do mnie.- Powiedział i rozłożył ręce, a ja po prostu sie w niego wtuliłam. Nie wiem czemu, ale jak staliśmy tak przytuleni do siebie, poczułam sie tak... tak inaczej, sama nie wiem jak to opisać. Tak bezpieczna? Jakby cały świat stanął w miejscu? 
Z jakże tej miłej chwili wyrwał nas głos Rydel.
-To co możesz?... Oj chyba przeszkodziłam... 
-Nie, nie. -szybko odpowiedział blondyn po czym odsunęliśmy sie od siebie.- To co, na co mamy sie z chłopakami szykować? - powiedział po chwili z lekkim strachem w oczach?
-Ale jak, na co szykować?- kompletnie go nie rozumiałam.
-No pierwszy film wybierasz ty, jako nasz gość. Taka tradycja. 
-A Ell, Vanessa i Veronicka to nie goście? 
-Oj prosze cie, ta trójka przebywa u nas cześciej niż we własnych domach.- Po czym obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
-To jak, jak bardzo oklepana historie miłosna oglądamy? "Zmierzch"? "3MNN"? "Gwiazd naszych wina"? 
-Nie! Obejrzymy...- przypominałam sobie wszystkie tytułu filmów jakie widziałam lub o których słyszałam dobre komentarze- Hmm..-zastanowiłam sie jeszcze chwilkę.- Już wiem! "Piękne istoty"! (Osobiście polecam, jest świetny~ od aut.)
-Brzmi jak kolejne tanie romansidło...
-Nieprawda!
-No dobra, dobra. Ale pamiętaj, ze kolejny film my wybieramy- po jego uśmieszku stwierdziłam, ze mam sie czego bać..
-Okey. Tylko zadzwonie chociaż do Davida, niech przynamniej on wie gdzie jestem. 
-Dobrze.
*rozmowa telefoniczna*
-Czesc David!
-Czesc Lauro, cos sie stało? 
-Nie, wszystko w porządku. Ale mógłbyś przekazać tacie, kiedy raczy włączyć komórkę, ze nocuje U Rydel? Dzięki pa. -  I się rozliczyłam, nie czekając nawet na jego odpowiedź.
*konec rozmowy*
-To co idziemy? 
-Tak! 
-Tylko najpierw wstąpimy do sklepu. -powiedział Riker i zrobił "brewki".
-Okej...
No i jesteśmy w tym sklepie, co sie okazało, jest to sklep monopolowy...taa. Riker wyszedł z niego po jakichś 5-6 minutach z 4 czteropakami piwa i 3 butelkami wina.
-No to teraz możemy juz jechać do domu. -Zaklaskał w dłonie, schował cały ekwipunek do bagażnika i wsiadł do samochodu na miejsce kierowcy. 
Po 15 minutach jazdy byliśmy juz przed domem Lynch'ów. 
Rieker natychmiast pobiegł do kuchni, aby włożyć alkohol do lodówki. 
A my poszliśmy do salonu, żeby odpocząć i zadzwonić po pizzę. 
-Dobra. Dla nas dwie największe pepperoni, a dla dziewczyn po jednej tej małej włoskiej na cieńkim cieście z oliwkami, tak?
-Oj Ross jak ty nas dobrze znasz. Tylko czy ty Laura lubisz taka?-spytała mnie Delly
-Tak, jasne. To moja ulubiona.- uśmiechnęłam się.
-Dobra alkohol się chłodzi, pizza powinna być za jakieś 30 minut. To moze przez ten czas ogarniemy tu trochę?- spytał nagle Rocky
-Okey, a wiec tak, ja i Ellington przygotujemy resztę przekąsek, Rieker z Vanessą zgrają filmy na pendrive'a, Rocky z Veroniką ogarną w salonie, a Ross i Laura pójdą po jakieś koce i poduszki, okey? 
-Tak jest!- krzyknęliśmy wszyscy na chóra i udaliśmy sie wykonać przydzielone nam zadania. 

-Dobra, a wiec gdzie trzymacie jakies koce i poduszki? 
-Wszystko powinno być w tej garderobie na dole obok przedpokoju.
-Okey to chodźmy. 

Gdy wszystko było gotowe, zadzwonił dzwonek do drzwi. Był to dostawca z pizzą. Otworzył Riker, odebrał nasz posiłek, zapłacił i wrócił do salonu z 6 pudełkami pysznego amu. 
Pierwsze co oglądaliśmy to oczywiście "Piękne istoty", po chłopakach widziałam, że ich to nudzi jednak dziewczyny wydawały się być wciągnięte seansem. 
-Taki fajny film, a wybrali takiego przeciętnie ładnego aktora. Ehh..
-Masz rację Delly. Już wujek tej dziewczyny jest przystojniejszy od niego. Gdyby tylko był młodszy...- zamarzyłam się. Zobaczyłam katem oka, że chyba chłopaki są lekko zazdrośni, popatrzyłam na dziewczyny porozumiewawczo, a one tylko mi przytaknęły, jakby czytały mi w myślach.
-Ee tam, coś w tym Ethanie jest. Ma takie śliczne oczy...- stwierdziła takim zamarzonym głosem Vanessa, a Riker się chyba lekko zdenerwował. 
-No wlasnie te jego oczy... A i te mięśnie  ...szkoda, że nie znam nikogo tak wysportowanego, bo z chęcią bym przygarnęła...- Jak tylko Veronika to powiedziała miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, spojrzałam na dziewczyny. One też ledwo co się powstrzymywały. 
-No to co chłopaki, jeszcze po jednym? Dziewczyny przynieść wam kolejną butelkę wina?- No tak Ross, delikatna zmiana tematu. On rownież próbował powstrzymać się od ataku zazdrości. Widziałam to po jego oczach.Ale o kogo on mógłby byc zazdrosny? Moze o Rydel w końcu to jego siostrzyczka. 
Vanessa tylko przytaknęła i pokazała mu ręka ze ma byc cicho. 
Dalej juz nic nie mówiłyśmy. Gdy seans sie skończył przyszedł czas na film chłopaków. Wybrali oni "Paranormal activity". Jako że cho***nie boję się horrorów przytuliłam się do Rossa, ale mu to chyba nie przeszkadzało. Nawet się nie spostrzeglam jak film się skończył. To były najgorsze dwie godziny mojego życia. Przez cały ten czas trzęsłam się ze strachu. Nawet gdy film już się kończył. Nie mogłam się ruszyć. Dziwny paraliż mięśni. 
-Boże święty Laura co ci jest?- Spytał zszokowany Ross, widząc mój stan.
-N..n..nic. Tylko j..ja si..si..się strasznie boję horr...orów. -wydukałam. A on podszedł bliżej i mnie przytulił.
-Dobra mam pomysł! Gramy w butelkę!- wszyscy mu przytakneli. Po minucie siedzielismy na podłodze w kołku a na środku leżała pusta butelka po winie. Wszyscy byli lekko podpici wiec moze byc dość zabawnie. Ja oczywiście siedziałam koło Rossa, ktory cały czas mnie przytulał.  Pierwszy kręcił blondyn. Bo w końcu to był jego pomysł. Wypadło na Ratliffa. 
-Ymm to no nie wiem. A może.. nie, to nie.. A może... nie to też nie...- myślał na głos. Wpadłam na genialny pomysł. Szybko szepnełam mu to na ucho. On się wyszczerzył i przytaknął. 
-No a więc Ellington..-zaczęłam- czy pamiętasz może jeszcze inwokacje?- Jego mina była wspaniała. Takie połączenie "Co to k***a jest ta inwokacja" i "jak ja mam się z tego wykręcić".
-Yym a co to jest ta inwokacja?-facepalm
-Na prawdę nie pamiętasz? Pierwsze kilka wersów "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza. 
-Aa to! Czekaj to leciało jakoś tak "Litwo ojczyzno moja"? 
-No dokładnie. To teraz wyjdziesz na balkon, weźmiesz megafon i zaczniesz mowić, albo nie, zaczniesz krzyczeć tyle ile pamietasz.
-A to nie Ross miał wymyślać zadanie?-O nie nie nie wykręci sie. 
-Tak jednak, on sie całkowicie ze mną zgadza, prawda Ross?
-Oczywiście- przytaknął mi blondyn
-No to blondasku leć po megafon i kamerę a ty Ratliff na balkon. 

Po pięciu minutach byliśmy juz wszyscy na balkonie. 
-No Ellington zaczynaj. 
-Em..ym Litwo ojczyzno twoja.. y nie moja, ty jesteś jak zdrowie ile cię trzeba zmienić, a nie, cenić, ten tylko się dowie kto cię stracił!
-Mógłbyś sie z łaski swojej przymknąć?! Ktoś tu chce spać! - uuu sąsiad sie wkurzył 
-Juz skończyłem!- odkrzyknął mu Ratliff. 
Gramy juz tak od jakiejś godziny. Wszyscy oczywiście pijani, a nawet bardziej niż przed ta godzina bo Riker znalazł gdzies szafce 0,7l. 
Teraz kręci Ell. Wypadło na Rossa.
-No to teraz sie zemszczę.- potarł dłońmi niczym Dundersztyc, który po raz kolejne chce zawładnąć okręgiem trzech stanów.- Hmm... Juz mam! Pocałuj namiętnie osobę, ktora siedzi po twojej lewej stronie.-Ross chwile pomyślał i zczaił się, że to ja siedzę po jego lewej. 
-A co jeśli ona nie chce? 
-Całuj! Całuj! Całuj! - zaczęli wszyscy krzyczeć. No dzięki. 
-Dobra, dobra! Przepraszam cię Lau. - Drugie zdanie wypowiedział szeptem tak żebym tylko ja usłyszała. Po czym wpił się w moje usta. Na początku chciałam sie od niego oderwać. Jednak nie potrafiłam. Oddałam pocałunek, a on lekko się uśmiechnął po czym go pogłębił. Rozszerzyłam lekko wargi, a jego język znajdował się już w mojej buzi i tańczył razem z moim. Czuć było od niego alkoholem jednak wiem, że ode mnie pewnie też. Zrobiło mi się nie wygodnie. Blondyn to zauważył i lekko mnie podniósł tak abym mogła usiąść okrakiem na jego kolanach. Ręce wplotłam w jego włosy, a on swoje położył na moich plecach na wysokości talli. Całowaliśmy sie bardzo namietnie. Jednak po chwili usłyszałam głośne chrząknięcie. Oderwałam sie szybko od blondyna i usiadłam obok niego.
-Noo... too... może pójdziemy juz spać?-zaproponowała Delly. Widziałam po ich wszystkich minach ze, sa nie co zdziwieni i zakłopotani ta systuacja. Wszyscy oprócz Ella. On szczerzył sie od ucha do ucha. 
-Jasne. Rydel gdzie mam spać? 
-Położysz sie w goscinnym, choć pokaże ci. 

**********************
O Boże święty na reszcie skończyłam! Przepraszam, że tak długo to trwało, ale no cóż brak jakiego kolwiek pomysłu. Zreszta ten tez nie jest idealny. Szczerze? Nie zbyt mi sie podoba. Wszystko wyszło nie tak jak chciałam, no ale cóż... Dobra koniec użalania sie nad sobą. Co tam u was? Jak w szkole? U mnie masakra. Cały czas jakies kartkówki. Po prostu żyć nie umierać. Yyh nie nawidzę szkoły, ale na szczęście jutro piątek. Postaram się dodać w weekend jakiś rozdział, ale nie obiecuje, bo chciałam go spędzić z przyjaciółkami. Zobaczy sie jeszcze w praktyce. 
Yym a tak btw u was też jest burza? Bo u mnie pada, grzmi i sie błyska jakos od 18-19, masakra... 
Mam nadzieje, ze rozdział sie spodoba. :) Zostawiajcie komentarze. Liczę na szczerą krytykę. Chcę wiedzieć co robię źle. :) 
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ :D